Rozdział 6
Byłam zdenerwowana na sama siebie, za to co powiedziałam wczoraj Justinowi. Zawał mojego ojca nie był jego winą i nie powinnam była tak mówić. Ale ja jestem głupia! On mi zaufał, zdradził mi swoją historię, a ja tak po prostu wykrzyczałam mu wczoraj, że go nienawidzę. I jeszcze go odepchnęłam. Należały mu się przeprosiny. I coś jeszcze… Myślę, że najwyższy czas go pocałować. Minęło już tyle czasu…
Poczułam jak ktoś dotyka mojej ręki i coś mi się nie zgodziło. Ten dotyk… On… To… Był taki inny. Nie należał do Justina, tylko od jakieś innej osoby. Jakby, był mi nawet znany. Postanowiłam się upewnić. Powoli otworzyłam oczy i zamarłam.
Popatrzyłam w niebieskie oczy Michaela i gwałtownie wstałam. Zauważyłam, że jestem w mojej sypialni. Te same okna, zasłony, łóżko be baldachimu. Wszystko takie zwyczajne, tak dobrze mi znane i tak bardzo przeze mnie nie chciane. Teraz pragnęłam tylko jednego i wydawało mi się to być bardziej niemożliwe od tego, że zaraz zobaczę swojego ojca. Bo Justin zrobił to co podpowiadało mu jego kochane i czułe serce. Oddał mnie.
- Kochanie, co ty robisz?- spytał Michael, wstając i podchodząc do mnie.- Nawet nie wiesz, jak bardzo za tobą tęskniłem.- wyszeptał, zbliżając do moich usta swoje wargi.
A ja? Nie wiedziałam co robić, miałam mętlik w głowie. Oddał mnie, nawet się nie pożegnał. A w moich ostatnich słowach do jego skierowanych zaręczałam mu, że go nienawidzę i że mogę mu już nigdy nie wybaczyć. Lecz teraz, gdy stałam na znajomym, miękkim dywanie… Otoczona znajomym zapachem… W objęciach znajomego chłopaka… Wybaczyłam mu, całkowicie mu wybaczyłam.
Odsunęłam się od Michaela i wybiegłam z pokoju. Zauważyłam, że jestem ubrana w tohttp://www.photoblog.pl/hammeringcherry/108135891/934.html i poczułam, że pachną tak bardzo kochanym przeze mnie zapachem. Justinem. Dobiegłam do salonu, gdzie siedziała moja matka z ojcem. Właśnie, z ojcem… Co on tu robił? Dlaczego nie leżał w szpitalu? Przecież według wiadomości, był umierający… I wtedy to do nie dotarło. To do czego są zdolni moi rodzice, w momencie gdy tracą coś dla nich ważnego. Do kłamstwa, którego właśnie teraz się dopełnili. I nie obraziłabym się na nich, gdyby nie to, że zraniłam jedyną osobę, którą tak naprawdę kocham. Chłopaka, którego nie znienawidziłabym nawet gdyby chciał mnie zabić, bo nauczył mnie jednej ważnej rzeczy. Pokazałam mi jak to jest kochać i najprawdopodobniej, być kochanym.
Podbiegłam do rodziców i mocno ich przytuliłam. Ojciec, już w pełni sił, przycisnął mnie do siebie, a matka ucałowała moje policzki. Cieszyłam się, że ich znów widzę. Całych i zdrowych…
- Kochanie, tak bardzo się martwiliśmy.- powiedział mój ojciec, gdy już się uspokoiliśmy i usiedliśmy na sofie.- Musisz nam potem wszystko opowiedzieć.
- Oczywiście, ale powiedzcie mi, jak to się stało, że znów jestem w domu?- powiedziałam spokojnie, mimo że od środka rozpierała mnie energia.
- Kochanie, to stało się tej nocy. Jakoś o północy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Juliett, nasza nowa pokojówka, poszła otworzyć i zastała tam młodego chłopaka, trzymającego cię na rękach. Miał na sobie okulary przeciwsłoneczne i kaptur, więc nie wiedziała jego twarzy…
- I ten gnojek miał szczęście, bo już dawno zamknęliby go w więzieniu.- na słowa mojego taty, serce podskoczyło mi do gardła i wstrzymałam oddech. Mama to zlekceważyła i dalej ciągnęła swoją opowieść.
- Powiedział, że już czas by cię nam zwrócić, a gdy Juliett chciała mu dać okup, odmówił. Według pokojówki, miał bardzo miły, lecz zatroskany głos. Powiedział, że zaniesie cię do twojej sypialni i tak też zrobił. Juliett obserwowała go z ukrycia…
- I ten moment najbardziej mnie zaskakuje.- wtrącił się mój ojciec.
- Otóż chłopak był bardzo delikatny. Położył cię na łóżku, ściągnął okulary i kaptur, po czym usiadł obok ciebie na ziemi. Pogłaskał cię po policzku i delikatnie musnął twoje wargi. Według Juliett, uśmiechnęłaś się nawet przez sen gdy chłopak dotykał twoich warg swoimi. Potem wyciągnął z kieszeni bluzy list i położył go na twojej szafce, stojącej obok łóżka. Założył okulary i kaptur, pogłaskał cię po policzku i chyba wyszeptał „Przepraszam”, po czym wyszedł.- widać było, że te wszystkie czułe gesty chłopaka, przypadły mojej mamie do gustu. Tacie chyba też, ale nie chciał dać tego po sobie poznać.
- Chłopak był w tobie zakochany, niewątpliwie.- stwierdził po chwili, po czym zaśmiał się.- Danielle, tylko ty mogłaś rozkochać w sobie swojego porywacza.
Posłałam mu niemal niewidoczny uśmiech. Miałam ochotę zerwać się z miejsca i pobiec do pokoju, by przeczytać list od Justina. Bałam się jednak, że wciąż tam jest Michael. Po za tym, wolałam nawet nie myśleć, co by się stało gdyby rodzice odkryli, że miłość „mojego porywacza” jest odwzajemniona.
- Pójdę już chyba na górę.- oznajmiłam.- Jestem trochę zmęczona tym wszystkim, po za tym z chęcią porozmawiałabym z Constance. Chyba po nią zadzwonię.
- Dobrze.- powiedziała moja mama, uśmiechając się.
- Kochanie, cieszymy się że już jesteś z nami.- dodał mój tato, obejmując mamę ramieniem. Pokiwałam głową na znak, że zrozumiałam i zdecydowanym krokiem, udałam się na górę.
W moim pokoju nie było już Michaela, za to wciąż był list. Szybko zamknęłam drzwi i niemalże rzuciłam się na szafkę nocną. Rozerwałam kopertę i rozwinęłam list.
„ Danielle,
Nie wiem jakich słów użyć, by opisać jak bardzo żałuje wszystkich krzywd, które tobie wyrządziłem. Boję się, że już nigdy mi nie wybaczysz. Że już na zawsze zapamiętasz mnie jako chłopaka, który był jednym z tych, którzy spowodowali śmierć twojego ojca. Jednak wiedz, że wolałbym byś wspominała mnie jako kogoś kto cię niesamowicie mocno pokochał, mimo że tego nie chciał.
Pamiętasz, jak na łące opowiadałem ci moją historię? Wiedz, że jesteś jedyną osobą, która ja zna. I mam nadzieję, że nie gniewasz się na mnie za to, że mimo tego sekretu i innych rzeczy, jakie nas połączyły, tak po prostu cię zostawiłem. Jednak patrząc jak z mojego powodu chciałaś się już zabić lub po prostu płakałaś, moje serce nie wytrzymuje. Nie potrafię dłużej sprawiać ci bólu i patrzeć jako twoje oczy powoli tracą blask. Zapamiętałem dokładnie twoje słowa i rozumiem, jeżeli mnie znienawidzisz. Wiem, że osoba tak idealna i niesamowita jak ty, nie może kochać kogoś takiego jak ja. Od momentu gdy zorientowałem się, że ja kocham ciebie, byłem przygotowany na odrzucenie.
Brak mi już słów, by określić to co teraz czuję. By opisać tą mękę… Przepraszam… Kocham cię. Justin”
Z moich oczu pociekły łzy. Straciłam całą siłę, wolną wolę, sens życia… Straciłam wszystko. Trzęsącymi się palcami, wybrałam numer mojej najlepszej przyjaciółki, Constance. Dziewczyna od razu zaalarmowana moim telefonem, zadeklarowała że zaraz będzie u mnie. Ja tymczasem, przycisnęłam list do piersi i położyłam się na łóżku. Te słowa, to wszystko było jedyną rzeczą która mi po nim została. Nie mogłam znieść faktu, że on mnie kochał, że potrzebował mnie tak samo jak ja jego. Poczułam rosnący ból w moim sercu. Zamknęłam oczy i spróbowałam umrzeć.
Rozdział 7
Rodzice zgodzili się bym nocowała u Constance. Nawet się nie domyślali, że tego wieczoru wybiorę się do nocnego klubu i spróbuję odzyskać Justina. A ja w środku drżałam z przerażenia. A gdyby nas nakryli lub nam nie uwierzyli. Mogłybyśmy się stać prawdziwymi prostytutkami z przymusu. A Constance była nawet blondynką, więc… Dobra, dużo ryzykowałyśmy. Ale nie było już odwrotu. Odrzuciłam Michaela, odszukałam ten klub i kupiłam sobie wyzywająca sukienkę, co dla tak grzecznej dziewczyny jak ja, było szczytem możliwości. Byłam pewna, że właśnie dzięki temu wszystkiemu znów będę mogła być z Justinem.
Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i westchnęłam, wciągając brzuch. Ach,tasukienka była piękna i wyglądała na mnie bardzo seksownie. Jednak nie byłam pewna, czy spodoba się Justinowi… Nieważne zresztą. Założyłam czarną maskę, zakrywającą połowę mojej twarzy i uśmiechnęłam się seksownie do mojego odbicia. Na nogi ubrałam wysokie, czarne szpilki i fioletowymi podeszwami. Constance wyglądała zaś tak, dokładając do tego czerwoną maskę i szpilki tego samego koloru. Spojrzałyśmy na siebie zaskoczone i razem wybuchłyśmy śmiechem.
- Ale z nas boginie seksu, nie uważasz?- spytała blondynka, stając obok mnie i obracając się wokół własnej osi niczym baletnica.
- Zawsze tak wyglądamy.- stwierdziłam i znów się zaśmiałyśmy. Spojrzałam na zegarek. Najwyższy czas wychodzić.
- Boisz się?- spytała dziewczyna, a ja westchnęłam.
Nie znałam słów by określić uczucie, które teraz mnie wypełniało. Tyle emocji naraz. Nienawiść do samej siebie, niepewność, strach i niewysłowiona miłość do chłopaka, którego mam nadzieję, że chociaż zobaczę. Boże, a jak go nie zobaczę?! Tyle już na to czekam, że chyba umrę z rozpaczy. Nie, muszę. Muszę…
- Chodźmy już.- wyszeptałam, wymijając ją i biorąc czarną skórzaną kurtkę z krzesła. Constance ubrała na siebie bolerko podkreślające jej biust i posłała mi nieśmiały uśmiech. Zrobiłam to samo i przekręciłam klucze. Dziewczyna zamknęła drzwi i razem ruszyliśmy do podziemnego garażu. Dziewczyna wyciągnęła kluczyki i kliknęła mały, świecący się czerwony guziczek. Coś w oddali piknęło. Po chwili, ujrzałam taki samochódhttp://c.wrzuta.pl/wi15632/7cec5ca80010203048c6c213/sportowy_samochod. Otworzyłam szerzej usta i przystanęłam, co nie umknęło jej uwadze. Zachichotała, otwierając drzwi od strony kierowcy.
- Prezent na skończenie liceum.- wyjaśniła i skryła się we wnętrzu szybkiej bestii. Ja powoli do niej dołączyłam i zapięłam pasy, słysząc rutynowe kliknięcie. Dziewczyna przekręciła kluczyk w stacyjce i usłyszałyśmy piękny warkot silnika. Aż mnie ciarki przeszły. Zapaliły się światła i z piskiem opon, wyjechałyśmy z garażu.
Patrzyłam na mijane przez nas latarnie. Ich światła przy tak dużej prędkości wydawały się tworzyć jedną linię, które odznaczała się na tle ciemnej nocy. Spojrzałam na niebo i prześliczne gwiazdy, odznaczające się na nim niczym małe diamenciki na czarnej tkaninie, którą widziałam kiedyś w jednej z garderob przed pokazem. Ten widok dziwnie mnie uspokoił i pozwolił choć na chwilę zapomnieć o wszystkich zmartwieniach. Liczyło się tylko to, że jechałam na spotkanie z Justinem. Tak naprawdę, to liczył się tylko on. Justin…
- Jesteśmy.- usłyszałam melodyjny głos mojej przyjaciółki. Spojrzałam na nią i posłałam jej nieśmiały uśmiech.
- No to zabawę czas zacząć.- wyszeptałam i wysiadłam z samochodu. Poszerzyłam trochę mój dekolt, tak że odsłaniał lekko mój pieprzyk na lewej piersi. Na usta nałożyłam następną warstwę błyszczyka i rozwichrzyłam moje brązowe, poskręcane w lekkie fale kosmyki. Constance odgarnęła swoje włosy na lewe ramię i poprawiła usta czerwoną szminką. Obie wyglądałyśmy równie pięknie. I pociągająco rzecz jasna.
Ruszyłyśmy w stronę najbardziej ciemnego zaułka. Klub oczywiście był ukryty, ale my dobrze wiedziałyśmy gdzie jest. Co już gwarantowało nam wejście. Stukając obcasami, doszłyśmy do czarnych, żelaznych drzwi. Wystukałam kod, który kiedyś zdradził mi Justin. Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Poprawiłyśmy maski i wkroczyłyśmy do purpurowego świata przepychu i seksu.
Wszędzie były dziewczyny w samej bieliźnie tańczące na scenie, na rurze, w klatkach i podające drinki. Wszystkie rzecz jasna, miały maski. Zresztą, wszyscy je mieli, łącznie z mężczyznami, których obsługiwały. Rozejrzałam się po klubie i wstrzymałam powietrze, szukając Justina. Znalazłam go…
Siedział w najodleglejszym kącie sali. Był sam. A na około jego chyba z dwadzieścia dziewczyn, które próbowały jakoś zwrócić na siebie jego uwagę. Przypominało mi to scenę z jakiegoś filmu. Jednak on zamiast, dotykać każdej z nich, siedział i wpatrywał się w jeden punkt, gdzieś w oddali. Jego urok mnie powalił. Na sobie miał zwykłą czarną koszulę z podwiniętymi rękawami i czarne rurki. Na nogi założył buty za kostkę, w stylu eleganckim. Nie były to snikersy tak jak zwykle, lecz zwyczajne męskie buty. Wyglądał niesamowicie seksownie i pociągająco. Jednak dla mnie nawet w worku byłby przystojny.
Musiałam odwrócić wzrok od szatyna, by sprawdzić czy nikt nie zwraca na niego uwagi. Tylko jeden mężczyzna, na skos od niego, nie spuszczał z niego wzroku. Szturchnęłam Constance, a ona podążyła za moim wzrokiem. Uśmiechnęła się, przegryzając wargę.
- Jeżeli będę musiała odwracać uwagę takich przystojniaków, to mi to pasuje.- powiedziała.
Poprawiła włosy, obciągnęła sukienkę i kręcąc biodrami, podeszła do chłopaka. Chciało mi się śmiać, patrząc na to. Stanęła centralnie przed nim i pochyliła się. Brunet przełknął ślinę, co zauważyłam bo jego jabłko Adama podniosło się i znów opadło. Ukryłam uśmiech, zasłaniając usta ręką. Blondynka usiadła mu na kolanach, zarzuciła mu ręce na szyję i gwałtownie wpiła się w usta zdziwionego chłopaka. Na początku nie odwzajemniał jej czułości, jednak potem jego ręka zatonęła w jej włosach, a druga wylądowała na talii. Chłopak położył ją na kanapie, na której siedział i wciąż ją całując, jeździł dłońmi po jej talii. Śmieszyło mnie to okropnie, jednak miałam „zadanie” i musiałam je wykonać.
Zsunęłam z ramion kurtkę i podałam ją barmanowi. Sama zaś skierowałam się w stronę Justina. Chłopak nawet nie zwrócił uwagi, gdy dołączyłam do grona jego „fanek”. Musiałam więc jeszcze bardziej się postarać. Usiadłam mu więc na kolanach i zasłoniłam mu oczy ręką. Sama nie wiem dlaczego to zrobiłam, bo w masce i tak by mnie nie poznał. Po prostu, liczyłam że to jeszcze bardziej zawróci mu w głowie.
Delikatnie musnęłam jego usta. Jednak szybko zapragnęłam więcej i wpiłam się łapczywie w jego wargi. Nie oddawał pocałunków, zamiast tego próbował mnie odepchnąć. Zrobiłam mu na złość i jeszcze bardziej do niego przylgnęłam. Zdjęłam mu dłonie z twarzy, by złożyć je na jego torsie. Czułam się tak niesamowicie, móc znów go całować. Jednak on chyba nie podzielał tej radości.
- Zejdź ze mnie, jeżeli chcesz dożyć jutra.- wyszeptał w moje wargi, przystawiając mi nóż do szyi. Przestraszyłam się, lecz postanowiłam zachować zimną krew.
Spojrzałam wyzywająco w jego oczy i prychnęłam.
- A mówiłeś, że od czas kiedy mnie poznałeś już nie zabijasz.- powiedziałam, a on momentalnie zesztywniał.
- Danielle.- wyszeptał i ściągnął mi maskę. Jego twarz wydawała się pojaśnieć, a na usta wkradł się delikatny uśmiech. Odsunął nóż i odłożył go na stolik obok siebie. Sam zaś wyciągnął rękę i pogłaskał mnie po policzku.
- Przepraszam.- wyszeptał, a ja znów wpiłam się w jego wargi. Jego ręce tym razem przyciągnęły mnie jeszcze bardziej do siebie.
Czułam w jego pocałunkach niesamowitą mieszankę nienawiści i miłości. Czułam, że szatyn mnie kochał i czuł się winny, za naszą przeszłość. Jednak ja chciałam wybić mu tą winę z głowy. Nie zamierzałam rozpamiętywać tego wszystkiego. Nie liczyło się to dla mnie, skoro mimo to go pokochałam.
- Chodźmy stąd.- wyszeptałam w jego wargi. On złapał mnie za pośladki i podniósł do góry. Zaśmiałam się w jego usta, przepełniona radością. Zerknęłam jeszcze na Constance. Dziewczyna siedziała na kolanach bruneta i rozmawiała z nim. A gdzie ten pociąg seksualny, który widziałam między nimi przed chwilom? Ha, dobra to nie mój problem.
Chłopak zaniósł mnie do jakiegoś pokoju. Było tu pełno fioletowych świeczek, które były jedynym źródłem światła. Okna zasłaniały ciężkie zasłony, na samym środku stało łoże małżeńskie, a po obu jego stronach stały dwie małe szafki nocne. Jednak, nie zwracałam dużej uwagi na wystrój tego pokoju. Liczyło się tylko to iż byłam znów z moim szczęściem i pragnęłam go.
- Kocham cię.- wyszeptałam w jego wargi, gdy kładł się na mnie.
- Nawet nie wiesz od jak dawna pragnąłem to usłyszeć.- powiedział, całując mnie delikatnie po szyi.
Przypomniała mi się scena z jakiegoś filmu o wampirach. Gdy to wampir składał pocałunki na szyi pięknej brunetki, by potem ugryźć ją i wyssać z niej krew. Tak jak teraz Justin spijał moją miłość, a ja spijałam jego. Chłopak zaczął całować mój dekolt, a ja cicho jęknęłam pod wpływem jego dotyku. Zmieniłam pozycję, tak że teraz to ja byłam na górze. Usiadłam na nim okrakiem i wciąż go całując, zaczęłam rozpinać guziki od jego koszuli. Chłopak gładził rękami mój kark i prawe udo.
- Pragnę cię.- wyszeptał, gdy ściągnęłam z niego koszulę.
- Nawet nie wiesz od jak dawna pragnęła to usłyszeć.- wyszeptałam, a on zachichotał i zabrał się za odpinanie mojej sukienki…
Rozdział 8
Słyszałam cichy dźwięk dobiegający z oddali. Był to odgłos, który próbował się przebić przez moją zasłonę zapomnienia i rozkoszy. I był w tym dobry, po mój stan upojenia powoli mnie opuszczał. Poczułam jak ręka Justina zaciska się na mojej talii.
- Kochanie, odbierz.- wyszeptał.
Nie patrząc na niego, zgarnęłam telefon z szafki. Nacisnęłam zieloną, dotykową słuchawkę i przystawiłam aparat do ucha.
- Halo?- powiedziałam zaspanym głosem. Odchrząknęłam i przeczesałam palcami włosy.
- Gdzie ty do cholery jesteś?! Wczoraj straciłam cię z oczu i gdzieś mi zniknęłaś!- usłyszałam zdenerwowany głos mojej przyjaciółki i szerzej otworzyłam oczy. Dobiegł mnie czyiś śmiech. Odwróciłam się do Justina, który leżał na plecach i w najlepsze się ze mnie śmiał. Spiorunowałam go wzrokiem, na co od razu się uspokoił i spojrzał na mnie lekko zmrużonymi oczami.
- Spokojnie, Constance. Nic mi nie jest. Powiedzmy, że nie ruszyłam się w tego lokalu.- przegryzłam wargę.- Ty mi lepiej opowiadaj, jak tam ten twój wczorajszy partner?- spytała, a Justin zmarszczył brwi.
- No… Całowaliśmy się, a potem on nagle się uspokoił i zaczęliśmy rozmawiać. I tak już zostało. Jakoś po północy odwiózł mnie do domu i zaprosiłam go na kawę…
- Na kawę o pierwszej w nocy?- spytałam, a Justin przysunął się do mnie i pocałował mnie w policzek.
- Tak i potem też rozmawialiśmy. Jakoś o piątej ode mnie poszedł i nie uwierzysz!
- W co?- spytałam, gdy szatyn zaczął całować mnie po szyi.
- Pocałował mnie w policzek!- zapiszczała mi do słuchawki, a Justin oderwał się do mnie i znów wybuchł śmiechem. Zgromiłam go wzrokiem, jednak tym razem chyba tego nie zauważył.- Czy ja słyszałam męski śmiech?- spytała dziewczyna, a ja uśmiechnęłam się.
- Tak.- powiedziałam, a ona znów zapiszczała.
- Udało ci się! Co robiliście cała noc?
Spojrzałam na Justina, a ten puścił mi oczko.
- Powiedzmy, że też rozmawialiśmy.- wyjąkałam, a chłopak znów się zaśmiał.
- Opowiadaj wszystko ze szczegółami.- poleciła mi, a ja przewróciłam oczami. Justin od razu zareagował. Wyrwał mi telefon i przyłożył go sobie do ucha.
- Przepraszam, ale Danielle nie może teraz rozmawiać.- powiedział tym słodkim, lekko zachrypniętym głosem.- Opowie ci później. A teraz wybacz i do zobaczenia.- po czym, rozłączył się.
Odłożył telefon z powrotem na półkę. Popatrzył mi głęboko w oczy i pocałował mnie namiętnie. A ja tylko tego pragnęłam. Zatopiłam palce w jego włosach i rozkoszowałam się jego pocałunkami, przyciskając go bardziej do siebie. Justin objął mnie ręką w talii i przycisnął bardziej do siebie. Podnieśliśmy się do pozycji siedzącej, nasze ciała dzieliła tylko cienka kołdra. Przewróciliśmy się tak, że teraz to ja leżałam na nim. Chłopak uśmiechnął się w moje usta, kładąc mi ręce na talii i zmieniając pozycję, tak by znów być na górze. Włożył ręce pod kołdrę i dotknął mojego brzucha, jadąc powoli palcami w górę. Postanowiłam skończyć na dziś te wszystkie czułości, póki jeszcze nie zrobiliśmy nic nieodpowiedzialnego.
Odsunęłam go od siebie. Szatyn zrozumiał o co mi chodzi i posłusznie, zszedł ze mnie. Położył się obok mnie. Pogłaskał mnie po policzku i nagle spoważniał.
- Czytałaś list?- spytał, a ja przegryzłam wargi.
- A myślisz, że co jeszcze bardziej zachęciło mnie do rozpoczęcia poszukiwań mojego szczęścia?- spytałam, patrząc mu głęboko w oczy.- I sądzisz, że moje oczy przestają błyszczeć? Mylisz się, bo błyszczą tak dzięki tobie. I tylko ty sprawiasz, że chce mi się wciąż żyć…
- Nie mów tak.- powiedział zdenerwowany. Sięgnął po bokserki i ubrał je pod kołdrą. Następnie wstał, a ja ledwo powstrzymałam westchniecie na jego widok. On tymczasem ubrał spodnie i poszedł jak mniemam do łazienki. Ja tymczasem, podniosłam się do pozycji siedzącej. Omiotłam spojrzeniem pokój i zauważyłam, że na fotelu leży nowe ubranie http://wd9.photoblog.pl/np5/201110/B9/104862898.jpg dla mnie.
Owinięta prześcieradłem, wstałam i wzięłam strój. Poszłam do łazienki. Justin mył się w kabinie, więc nie widział jak się ubierałam. Gdy więc wyszedł w samym ręczniku spod prysznica, stanął i się na mnie patrzył. Może dlatego, że sukienka, którą mi dano była bardzo krótka i odsłaniała moje opalone nogi. Ponad to, byłam seksownie nachylona nad umywalką. Jednak on też nie próżnował. Był na biodrach owinięty samym białym ręcznikiem, który seksownie kontrastował z jego opalonym i umięśnionym ciałem. Przegryzłam wargę, zerkając na niego.
Skończyłam układać włosy i już chciałam wyjść z łazienki, gdy szatyn złapał mnie za nadgarstek i przycisnął do zimnej ściany.
- Ty też sprawiasz, że wciąż żyję.- wyszeptał, trzymając swoją głowę przy mojej szyi.- Ale to uczucie… My nie możemy być razem.- stwierdził, smutnym głosem.
Nieśmiało podniosłam ręce i złożyłam je na jego plecach. Przytuliłam go sobie do piersi i razem zsunęliśmy się po ścianie. Chłopak wsłuchiwał się w bicie mojego serca, a ja myślałam o nas. Czy faktycznie nie mieliśmy szans? A może musieliśmy walczyć o tą miłość, bo poddanie się nie wchodziło nawet w grę. Pragnęłam być już zawsze z Justinem. I nigdy już się z nim nie rozstawać.
- Damy radę, razem przez to przejdziemy.- powiedziałam.
- Policja będzie mnie szukać.- powiedział, drażniąc ręką moją szyję.
- Niech sobie szuka. Już ja cię uniewinnię, jeszcze zobaczysz że wszyscy zapomną o tej sprawie.- powiedziałam, a on się uśmiechnął.
- Skoro tak na to patrzysz.- wyszeptał, patrząc mi głęboko w oczy.
- Dobra, a teraz się ubierz.- rozkazałam mu, wstając.- Muszę wracać już do domu, bo rodzice będą się martwić. Po tym porwaniu, ciągle wysyłają do mojego pokoju patrole i co kilka godzin do mnie dzwonią.- wyjaśniłam, podając mu dłoń.
Justin pokiwał głową, a ja wyszłam z łazienki. Spojrzałam na telefon i postanowiłam zatelefonować do mamy. Wybrałam jej numer i nacisnęłam zielona słuchawkę. Po dwóch sygnałach usłyszałam znajome „halo”.
- Mamo, jakoś za godzinkę będę.- powiedziałam.
- Jasne, wracaj o której chcesz. Zadzwoń jeszcze do Michaela, bo już dawno nie spędzaliście ze sobą czasu. Powinniście się do siebie zbliżyć…
- Mamo, my nic do siebie nie czujemy.
- On czuje, nawet nie wiesz jak się zmartwiał gdy cię nie było.
- Mamo, pogadamy jak wrócę.- powiedziałam i cała zdenerwowana, rozłączyłam się. Rzuciłam komórką o łóżko, co i tak spowodowało cichy dźwięk. Justin wyszedł z łazienki i podszedł do mnie. Objął mnie w talii, a ja zarzuciłam mu ręce na szyję.
- Policja nie jest naszym jedynym zmartwieniem.- powiedziałam, a on zmarszczył brwi.- Michael chyba myśli, że coś do niego czuję. I zamierza o mnie walczyć.- uściśliłam, a Justin zdenerwowany podszedł do okna. Oparł się pięścią o framugę i zdenerwowany patrzył na panoramę miasta.
- Nie oddam cię.- powiedział, zaciskając zęby.
- Nie chcę byś mnie oddawał.- powiedziałam spokojnie.- Jestem tylko twoja, wiesz o tym. Ale póki co, będę musiała robić dobrą minę do złej gry.- oznajmiłam, podchodząc do niego od tyłu i kładąc mu ręce na klatce piersiowej.
- Co przez to rozumiesz?- spytał, odwracają się do mnie przodem. Uciekłam przed jego wzrokiem i spuściłam głowę. On jednak ujął mój podbródek w dwa palce i podniósł do góry.
- Będę musiała z nim być.- wyszeptałam, a on zamarł.
Rozdział 9
- I co on ta no?- spytała Constance, sprzątając filiżanki całkowicie przez nas opróżnione z kawy.
- Na początku był zdenerwowany, nie chciał przyjąć do wiadomości, że mogę być z innym. Lecz potem sam doszedł do wniosku, że nie ma innego wyjścia. Zwłaszcza, że mój ojciec gdy tylko go spotka, będzie chciał go zabić.- to ostatnie powiedziałam już smutniejszym głosem.
Minął już tydzień od mojego ostatniego spotkania z Justinem. Cały ten czas spędziłam na przemyśleniach. O nas, naszym życiu, przyszłości… I nie mogłam sobie jej w żadne sposób wyobrazić. Wydawało mi się, że zwyczajnie nie dam rady sama. On musi mi pomóc, w stworzeniu odpowiedniej wizji. Póki co, nie chcę nawet myśleć, że szatyn zniknie z mojego życia, bo nie wiem czy mogłabym dalej chodzić po tym świecie bez niego.
- Kiedy się znów spotkacie?- spytała Constance, siadając obok mnie na fotelu.
Pokiwałam przecząco głową.
- Nie wiem.- powiedziałam szczerze.
Umowa była taka, że Justin będzie mnie odwiedzał gdy uzna to za stosowne. To miała być kara dla mnie za to, że go tak jakby zdradzam. I była, bo okropnie tęskniłam. Michael jak zwykle, bardziej troszczył się o swoją firmę niż o mnie i w sumie zapominał, że ma dziewczynę. Mi to było na rękę, bo nie musiałam udawać. A Justin? Wiem, że teraz James dał mu wolne i uniewinnił go, w sprawie porwania. Justin mógł teraz pracować w nocnym klubie lub zwyczajnie, rozkoszować się pieniędzmi, które dostał od Jamesa. I w sumie, robił obie rzeczy, zresztą nie byłam tego do końca pewna. Już od tygodnia się nie widzieliśmy i nie telefonowaliśmy do siebie.
- Och, już osiemnasta. Nie obrazisz się, jak cię już wygonię?- spytała, a ja zmarszczyłam brwi.- Mam randkę.- uściśliła, a na mojej twarzy pojawił się promienny uśmiech.
- Jak ci się układa z tym… jak mu tam… Louis?- spytałam, ruszając śmiesznie brwiami i zakładając buty.
- Wiesz, że super. Od tego naszego spotkania w klubie, rozmawialiśmy już na wiele ciekawych tematów i ciągle jakieś znajdujemy. Wiesz, myślę że dzisiaj go pocałuję na pożegnanie.- powiedziała, obejmując się ramionami.
- Doby pomysł.- poprawiłam kołnierz od płaszcza w lustrze i owinęłam się szalikiem.- Ale lepiej się pośpiesz księżniczko, bo póki co wyglądasz jak kopciuszek.- przyznałam zerkając na nią.
- Dobra, dobra.- otworzyła mi drzwi.- To do poniedziałku.- powiedziała, całując mnie w policzek.
- No pa.
Od razu uderzyło mnie rześkie powietrze. Kochałam jesień, a już niedługo miała być gwiazdka, więc panował świąteczny nastrój. Poprawiłam sobie torbę na ramieniu i pewnym krokiem ruszyłam przed siebie. Nie wiedziałam sensu, by zamawiać taksówkę. Mieszkałyśmy z Constance blisko, tylko pół godziny drogi piechotą. Tak więc, pociągnęłam nosem i patrząc przed siebie, szłam w kierunku mojego domu.
Zauważyłam, że jedzie za mną czarny Range Rover. Przyśpieszyłam kroku i nie odwracając się za siebie, skręciłam w jakąś uliczkę. Jednak mój prześladowca nie zwalniał, a wręcz przyśpieszył. Po chwili, samochód zatrzymał się obok mnie i zostałam do niego zgarnięta. No cóż, historia lubi się powtarzać.
Zauważyłam, że siedzę na czyiś kolanach. Spojrzałam na twarz mojego prześladowcy i od razu zrobiło mi się jakoś cieplej. Patrzyłam w brązowe tęczówki szatyna, z postawionymi włosami i lekkim uśmiechem malującym się na ustach. Od razu wpiłam się w jego usta, a on zaśmiał się krótko.
- Aż tak się stęskniłaś?- spytał, a ja westchnęłam.
- Jeszcze bardziej.- stwierdziłam, spuszczając głowę.- Michael nawet nie znajduje na mnie czasu, nienawidzę grać jego dziewczyny.
Chłopak znów mnie pocałował. Zatopiłam palce w jego włosach, a on przygarnął mnie jeszcze bardziej do siebie. Chłopak przewrócił nas tak, że leżałam na tylnym siedzeniu samochodu, a on na mnie. Odpiął mój płaszcz i zabrał się za swoją koszulę. Po chwili, leżałam pod nim w samej sukience. Chłopak objął mnie wzrokiem, po czym znów zaczął całować moje usta. Rękami jeździłam po jego odkrytym torsie. Chłopak przeszedł do całowania mojej szyi. Odsunęłam go jednak od siebie.
- Nie mam ochoty.- wyszeptałam. On ostatni raz pocałował moje usta i wstał. Sięgnął guzików od koszuli.- Nie musisz tego robić.- stwierdziłam, a on zachichotał. Przytulił mnie do siebie, uśmiechając się i całując mnie w głowę.
- Chciałbym z tobą być, bez takiego ukrywania się.- wyznał, a ja pociągnęłam nosem.
- Przepraszam.- wyszeptałam, opierając głowę o jego tors i składając na nim pojedynczy pocałunek.- To moja wina…
- Nie, wcale nie.- zaprzeczył, gdy samochód się zatrzymał.- To nie jest niczyja wina.- westchnął.- Pragnę oddychać tym samym powietrzem co ty, codziennie rano budzić się przy tobie i zasypiać z tobą w jednym łóżku… Pragnę ciebie całą i mam nadzieję, że niedługo dostanę.- przyznał, patrząc mi prosto w oczy.
- I vice versa.- wyszeptałam.
- Musisz już iść, za zakrętem jest twój dom.- oznajmił, po chwili milczenia.
- Nie chcę się z tobą rozstawać.- wyznałam, a on zaśmiał się krótko.
- Obiecuję ci, że jeszcze dziś się ze mną zobaczysz.
Pocałowaliśmy się na pożegnanie, wzięłam do ręki płaszcz i wysiadłam z samochodu, który krótko po tym odjechał. Westchnęłam i weszłam na teren rodzinnej willi.
Godzinę temu odwiedził mnie Michael. Nie powiem, wkurzyło mnie to. Ciągle się do mnie kleił i mogłam od niego wyczuć alkohol. Nie był też tak samo delikatny jak Justin, którego sam dotyk sprawiał że drżałam. Nie, Michael był zupełnym przeciwieństwem Justina. Nie umiał zachowywać się z moim towarzystwie i jestem pewna, że mnie zdradzał. Ale w sumie, zbytnio mi na tym nie zależało. Przecież miałam Justina, który nigdy nie odważyłby się mnie zdradzić.
Spojrzałam na zegarek. Wskazywał dwudziestą pierwszą. Rzuciłam się na łóżku i leżąc na plecach, zamknęłam oczy. Wzięłam głębszy oddech i wyobraziłam sobie, że to cało przedstawienie nie ma miejsca. Że cały czas mieszkam z Justinem, jesteśmy razem szczęśliwi… Och, jak ja bym tak chciała!
Poczułam jak ktoś całuje moją odkrytą szyję. Otworzyłam powoli oczy i aż podskoczyłam. Justin zaśmiał się, łapiąc mnie w talii i znów do siebie przyciągając.
- Przecież mówiłem ci, że jeszcze dziś mnie zobaczysz.- wyszeptał, przegryzając płatek mojego ucha.
Uśmiechnęłam się i pozwoliłam mu całować moją szyję, zamykając oczy i odchylając głowę do tyłu.
- Czuję się jak za pierwszym razem.- wyznałam mu, gdy ściągnął ze mnie sukienkę.
- Ja też.- wyznał.
Nagle przestał mnie całować po ciele i usiadł naprzeciwko mnie. Pozwolił moim nogom opleść swoje ciało. Ściągnęłam z niego powoli koszulkę, obserwując mięśnie brzucha i wystające obojczyki. Pocałowałam go w szyję, a on jeździł gorącymi dłońmi po moich plechach. Po chwili, oboje byliśmy już tylko w bieliźnie. Spojrzałam mu prosto w oczy.
- Pragnę spędzać tak z tobą każdy wieczór.- powiedziałam.
- Szkoda, że nie możemy.- wyszeptał, całując mój dekolt.
Zmieniliśmy pozycję, tak że teraz leżeliśmy. Justin zaczął całować mój brzuch, a ja zatopiłam palce w jego włosach przyciągając go do siebie i jednocześnie odpychając. Znów przeszedł do dekoltu, a ja wbiłam mu delikatnie paznokcie w plecy. Chłopak jęknął cicho i zaczął mnie znów całować. Zjechałam ręką do gumki od jego bokserek. Zamknęłam oczy, rozkoszując się jego pocałunkami na moich ramionach…
***
Następne rozdziały. Super, mam już 9 obserwujących. Jesteście kochane.
10komentarzy=NN
Byłam zdenerwowana na sama siebie, za to co powiedziałam wczoraj Justinowi. Zawał mojego ojca nie był jego winą i nie powinnam była tak mówić. Ale ja jestem głupia! On mi zaufał, zdradził mi swoją historię, a ja tak po prostu wykrzyczałam mu wczoraj, że go nienawidzę. I jeszcze go odepchnęłam. Należały mu się przeprosiny. I coś jeszcze… Myślę, że najwyższy czas go pocałować. Minęło już tyle czasu…
Poczułam jak ktoś dotyka mojej ręki i coś mi się nie zgodziło. Ten dotyk… On… To… Był taki inny. Nie należał do Justina, tylko od jakieś innej osoby. Jakby, był mi nawet znany. Postanowiłam się upewnić. Powoli otworzyłam oczy i zamarłam.
Popatrzyłam w niebieskie oczy Michaela i gwałtownie wstałam. Zauważyłam, że jestem w mojej sypialni. Te same okna, zasłony, łóżko be baldachimu. Wszystko takie zwyczajne, tak dobrze mi znane i tak bardzo przeze mnie nie chciane. Teraz pragnęłam tylko jednego i wydawało mi się to być bardziej niemożliwe od tego, że zaraz zobaczę swojego ojca. Bo Justin zrobił to co podpowiadało mu jego kochane i czułe serce. Oddał mnie.
- Kochanie, co ty robisz?- spytał Michael, wstając i podchodząc do mnie.- Nawet nie wiesz, jak bardzo za tobą tęskniłem.- wyszeptał, zbliżając do moich usta swoje wargi.
A ja? Nie wiedziałam co robić, miałam mętlik w głowie. Oddał mnie, nawet się nie pożegnał. A w moich ostatnich słowach do jego skierowanych zaręczałam mu, że go nienawidzę i że mogę mu już nigdy nie wybaczyć. Lecz teraz, gdy stałam na znajomym, miękkim dywanie… Otoczona znajomym zapachem… W objęciach znajomego chłopaka… Wybaczyłam mu, całkowicie mu wybaczyłam.
Odsunęłam się od Michaela i wybiegłam z pokoju. Zauważyłam, że jestem ubrana w tohttp://www.photoblog.pl/hammeringcherry/108135891/934.html i poczułam, że pachną tak bardzo kochanym przeze mnie zapachem. Justinem. Dobiegłam do salonu, gdzie siedziała moja matka z ojcem. Właśnie, z ojcem… Co on tu robił? Dlaczego nie leżał w szpitalu? Przecież według wiadomości, był umierający… I wtedy to do nie dotarło. To do czego są zdolni moi rodzice, w momencie gdy tracą coś dla nich ważnego. Do kłamstwa, którego właśnie teraz się dopełnili. I nie obraziłabym się na nich, gdyby nie to, że zraniłam jedyną osobę, którą tak naprawdę kocham. Chłopaka, którego nie znienawidziłabym nawet gdyby chciał mnie zabić, bo nauczył mnie jednej ważnej rzeczy. Pokazałam mi jak to jest kochać i najprawdopodobniej, być kochanym.
Podbiegłam do rodziców i mocno ich przytuliłam. Ojciec, już w pełni sił, przycisnął mnie do siebie, a matka ucałowała moje policzki. Cieszyłam się, że ich znów widzę. Całych i zdrowych…
- Kochanie, tak bardzo się martwiliśmy.- powiedział mój ojciec, gdy już się uspokoiliśmy i usiedliśmy na sofie.- Musisz nam potem wszystko opowiedzieć.
- Oczywiście, ale powiedzcie mi, jak to się stało, że znów jestem w domu?- powiedziałam spokojnie, mimo że od środka rozpierała mnie energia.
- Kochanie, to stało się tej nocy. Jakoś o północy usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Juliett, nasza nowa pokojówka, poszła otworzyć i zastała tam młodego chłopaka, trzymającego cię na rękach. Miał na sobie okulary przeciwsłoneczne i kaptur, więc nie wiedziała jego twarzy…
- I ten gnojek miał szczęście, bo już dawno zamknęliby go w więzieniu.- na słowa mojego taty, serce podskoczyło mi do gardła i wstrzymałam oddech. Mama to zlekceważyła i dalej ciągnęła swoją opowieść.
- Powiedział, że już czas by cię nam zwrócić, a gdy Juliett chciała mu dać okup, odmówił. Według pokojówki, miał bardzo miły, lecz zatroskany głos. Powiedział, że zaniesie cię do twojej sypialni i tak też zrobił. Juliett obserwowała go z ukrycia…
- I ten moment najbardziej mnie zaskakuje.- wtrącił się mój ojciec.
- Otóż chłopak był bardzo delikatny. Położył cię na łóżku, ściągnął okulary i kaptur, po czym usiadł obok ciebie na ziemi. Pogłaskał cię po policzku i delikatnie musnął twoje wargi. Według Juliett, uśmiechnęłaś się nawet przez sen gdy chłopak dotykał twoich warg swoimi. Potem wyciągnął z kieszeni bluzy list i położył go na twojej szafce, stojącej obok łóżka. Założył okulary i kaptur, pogłaskał cię po policzku i chyba wyszeptał „Przepraszam”, po czym wyszedł.- widać było, że te wszystkie czułe gesty chłopaka, przypadły mojej mamie do gustu. Tacie chyba też, ale nie chciał dać tego po sobie poznać.
- Chłopak był w tobie zakochany, niewątpliwie.- stwierdził po chwili, po czym zaśmiał się.- Danielle, tylko ty mogłaś rozkochać w sobie swojego porywacza.
Posłałam mu niemal niewidoczny uśmiech. Miałam ochotę zerwać się z miejsca i pobiec do pokoju, by przeczytać list od Justina. Bałam się jednak, że wciąż tam jest Michael. Po za tym, wolałam nawet nie myśleć, co by się stało gdyby rodzice odkryli, że miłość „mojego porywacza” jest odwzajemniona.
- Pójdę już chyba na górę.- oznajmiłam.- Jestem trochę zmęczona tym wszystkim, po za tym z chęcią porozmawiałabym z Constance. Chyba po nią zadzwonię.
- Dobrze.- powiedziała moja mama, uśmiechając się.
- Kochanie, cieszymy się że już jesteś z nami.- dodał mój tato, obejmując mamę ramieniem. Pokiwałam głową na znak, że zrozumiałam i zdecydowanym krokiem, udałam się na górę.
W moim pokoju nie było już Michaela, za to wciąż był list. Szybko zamknęłam drzwi i niemalże rzuciłam się na szafkę nocną. Rozerwałam kopertę i rozwinęłam list.
„ Danielle,
Nie wiem jakich słów użyć, by opisać jak bardzo żałuje wszystkich krzywd, które tobie wyrządziłem. Boję się, że już nigdy mi nie wybaczysz. Że już na zawsze zapamiętasz mnie jako chłopaka, który był jednym z tych, którzy spowodowali śmierć twojego ojca. Jednak wiedz, że wolałbym byś wspominała mnie jako kogoś kto cię niesamowicie mocno pokochał, mimo że tego nie chciał.
Pamiętasz, jak na łące opowiadałem ci moją historię? Wiedz, że jesteś jedyną osobą, która ja zna. I mam nadzieję, że nie gniewasz się na mnie za to, że mimo tego sekretu i innych rzeczy, jakie nas połączyły, tak po prostu cię zostawiłem. Jednak patrząc jak z mojego powodu chciałaś się już zabić lub po prostu płakałaś, moje serce nie wytrzymuje. Nie potrafię dłużej sprawiać ci bólu i patrzeć jako twoje oczy powoli tracą blask. Zapamiętałem dokładnie twoje słowa i rozumiem, jeżeli mnie znienawidzisz. Wiem, że osoba tak idealna i niesamowita jak ty, nie może kochać kogoś takiego jak ja. Od momentu gdy zorientowałem się, że ja kocham ciebie, byłem przygotowany na odrzucenie.
Brak mi już słów, by określić to co teraz czuję. By opisać tą mękę… Przepraszam… Kocham cię. Justin”
Z moich oczu pociekły łzy. Straciłam całą siłę, wolną wolę, sens życia… Straciłam wszystko. Trzęsącymi się palcami, wybrałam numer mojej najlepszej przyjaciółki, Constance. Dziewczyna od razu zaalarmowana moim telefonem, zadeklarowała że zaraz będzie u mnie. Ja tymczasem, przycisnęłam list do piersi i położyłam się na łóżku. Te słowa, to wszystko było jedyną rzeczą która mi po nim została. Nie mogłam znieść faktu, że on mnie kochał, że potrzebował mnie tak samo jak ja jego. Poczułam rosnący ból w moim sercu. Zamknęłam oczy i spróbowałam umrzeć.
Rozdział 7
Rodzice zgodzili się bym nocowała u Constance. Nawet się nie domyślali, że tego wieczoru wybiorę się do nocnego klubu i spróbuję odzyskać Justina. A ja w środku drżałam z przerażenia. A gdyby nas nakryli lub nam nie uwierzyli. Mogłybyśmy się stać prawdziwymi prostytutkami z przymusu. A Constance była nawet blondynką, więc… Dobra, dużo ryzykowałyśmy. Ale nie było już odwrotu. Odrzuciłam Michaela, odszukałam ten klub i kupiłam sobie wyzywająca sukienkę, co dla tak grzecznej dziewczyny jak ja, było szczytem możliwości. Byłam pewna, że właśnie dzięki temu wszystkiemu znów będę mogła być z Justinem.
Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i westchnęłam, wciągając brzuch. Ach,tasukienka była piękna i wyglądała na mnie bardzo seksownie. Jednak nie byłam pewna, czy spodoba się Justinowi… Nieważne zresztą. Założyłam czarną maskę, zakrywającą połowę mojej twarzy i uśmiechnęłam się seksownie do mojego odbicia. Na nogi ubrałam wysokie, czarne szpilki i fioletowymi podeszwami. Constance wyglądała zaś tak, dokładając do tego czerwoną maskę i szpilki tego samego koloru. Spojrzałyśmy na siebie zaskoczone i razem wybuchłyśmy śmiechem.
- Ale z nas boginie seksu, nie uważasz?- spytała blondynka, stając obok mnie i obracając się wokół własnej osi niczym baletnica.
- Zawsze tak wyglądamy.- stwierdziłam i znów się zaśmiałyśmy. Spojrzałam na zegarek. Najwyższy czas wychodzić.
- Boisz się?- spytała dziewczyna, a ja westchnęłam.
Nie znałam słów by określić uczucie, które teraz mnie wypełniało. Tyle emocji naraz. Nienawiść do samej siebie, niepewność, strach i niewysłowiona miłość do chłopaka, którego mam nadzieję, że chociaż zobaczę. Boże, a jak go nie zobaczę?! Tyle już na to czekam, że chyba umrę z rozpaczy. Nie, muszę. Muszę…
- Chodźmy już.- wyszeptałam, wymijając ją i biorąc czarną skórzaną kurtkę z krzesła. Constance ubrała na siebie bolerko podkreślające jej biust i posłała mi nieśmiały uśmiech. Zrobiłam to samo i przekręciłam klucze. Dziewczyna zamknęła drzwi i razem ruszyliśmy do podziemnego garażu. Dziewczyna wyciągnęła kluczyki i kliknęła mały, świecący się czerwony guziczek. Coś w oddali piknęło. Po chwili, ujrzałam taki samochódhttp://c.wrzuta.pl/wi15632/7cec5ca80010203048c6c213/sportowy_samochod. Otworzyłam szerzej usta i przystanęłam, co nie umknęło jej uwadze. Zachichotała, otwierając drzwi od strony kierowcy.
- Prezent na skończenie liceum.- wyjaśniła i skryła się we wnętrzu szybkiej bestii. Ja powoli do niej dołączyłam i zapięłam pasy, słysząc rutynowe kliknięcie. Dziewczyna przekręciła kluczyk w stacyjce i usłyszałyśmy piękny warkot silnika. Aż mnie ciarki przeszły. Zapaliły się światła i z piskiem opon, wyjechałyśmy z garażu.
Patrzyłam na mijane przez nas latarnie. Ich światła przy tak dużej prędkości wydawały się tworzyć jedną linię, które odznaczała się na tle ciemnej nocy. Spojrzałam na niebo i prześliczne gwiazdy, odznaczające się na nim niczym małe diamenciki na czarnej tkaninie, którą widziałam kiedyś w jednej z garderob przed pokazem. Ten widok dziwnie mnie uspokoił i pozwolił choć na chwilę zapomnieć o wszystkich zmartwieniach. Liczyło się tylko to, że jechałam na spotkanie z Justinem. Tak naprawdę, to liczył się tylko on. Justin…
- Jesteśmy.- usłyszałam melodyjny głos mojej przyjaciółki. Spojrzałam na nią i posłałam jej nieśmiały uśmiech.
- No to zabawę czas zacząć.- wyszeptałam i wysiadłam z samochodu. Poszerzyłam trochę mój dekolt, tak że odsłaniał lekko mój pieprzyk na lewej piersi. Na usta nałożyłam następną warstwę błyszczyka i rozwichrzyłam moje brązowe, poskręcane w lekkie fale kosmyki. Constance odgarnęła swoje włosy na lewe ramię i poprawiła usta czerwoną szminką. Obie wyglądałyśmy równie pięknie. I pociągająco rzecz jasna.
Ruszyłyśmy w stronę najbardziej ciemnego zaułka. Klub oczywiście był ukryty, ale my dobrze wiedziałyśmy gdzie jest. Co już gwarantowało nam wejście. Stukając obcasami, doszłyśmy do czarnych, żelaznych drzwi. Wystukałam kod, który kiedyś zdradził mi Justin. Drzwi otworzyły się z cichym skrzypnięciem. Poprawiłyśmy maski i wkroczyłyśmy do purpurowego świata przepychu i seksu.
Wszędzie były dziewczyny w samej bieliźnie tańczące na scenie, na rurze, w klatkach i podające drinki. Wszystkie rzecz jasna, miały maski. Zresztą, wszyscy je mieli, łącznie z mężczyznami, których obsługiwały. Rozejrzałam się po klubie i wstrzymałam powietrze, szukając Justina. Znalazłam go…
Siedział w najodleglejszym kącie sali. Był sam. A na około jego chyba z dwadzieścia dziewczyn, które próbowały jakoś zwrócić na siebie jego uwagę. Przypominało mi to scenę z jakiegoś filmu. Jednak on zamiast, dotykać każdej z nich, siedział i wpatrywał się w jeden punkt, gdzieś w oddali. Jego urok mnie powalił. Na sobie miał zwykłą czarną koszulę z podwiniętymi rękawami i czarne rurki. Na nogi założył buty za kostkę, w stylu eleganckim. Nie były to snikersy tak jak zwykle, lecz zwyczajne męskie buty. Wyglądał niesamowicie seksownie i pociągająco. Jednak dla mnie nawet w worku byłby przystojny.
Musiałam odwrócić wzrok od szatyna, by sprawdzić czy nikt nie zwraca na niego uwagi. Tylko jeden mężczyzna, na skos od niego, nie spuszczał z niego wzroku. Szturchnęłam Constance, a ona podążyła za moim wzrokiem. Uśmiechnęła się, przegryzając wargę.
- Jeżeli będę musiała odwracać uwagę takich przystojniaków, to mi to pasuje.- powiedziała.
Poprawiła włosy, obciągnęła sukienkę i kręcąc biodrami, podeszła do chłopaka. Chciało mi się śmiać, patrząc na to. Stanęła centralnie przed nim i pochyliła się. Brunet przełknął ślinę, co zauważyłam bo jego jabłko Adama podniosło się i znów opadło. Ukryłam uśmiech, zasłaniając usta ręką. Blondynka usiadła mu na kolanach, zarzuciła mu ręce na szyję i gwałtownie wpiła się w usta zdziwionego chłopaka. Na początku nie odwzajemniał jej czułości, jednak potem jego ręka zatonęła w jej włosach, a druga wylądowała na talii. Chłopak położył ją na kanapie, na której siedział i wciąż ją całując, jeździł dłońmi po jej talii. Śmieszyło mnie to okropnie, jednak miałam „zadanie” i musiałam je wykonać.
Zsunęłam z ramion kurtkę i podałam ją barmanowi. Sama zaś skierowałam się w stronę Justina. Chłopak nawet nie zwrócił uwagi, gdy dołączyłam do grona jego „fanek”. Musiałam więc jeszcze bardziej się postarać. Usiadłam mu więc na kolanach i zasłoniłam mu oczy ręką. Sama nie wiem dlaczego to zrobiłam, bo w masce i tak by mnie nie poznał. Po prostu, liczyłam że to jeszcze bardziej zawróci mu w głowie.
Delikatnie musnęłam jego usta. Jednak szybko zapragnęłam więcej i wpiłam się łapczywie w jego wargi. Nie oddawał pocałunków, zamiast tego próbował mnie odepchnąć. Zrobiłam mu na złość i jeszcze bardziej do niego przylgnęłam. Zdjęłam mu dłonie z twarzy, by złożyć je na jego torsie. Czułam się tak niesamowicie, móc znów go całować. Jednak on chyba nie podzielał tej radości.
- Zejdź ze mnie, jeżeli chcesz dożyć jutra.- wyszeptał w moje wargi, przystawiając mi nóż do szyi. Przestraszyłam się, lecz postanowiłam zachować zimną krew.
Spojrzałam wyzywająco w jego oczy i prychnęłam.
- A mówiłeś, że od czas kiedy mnie poznałeś już nie zabijasz.- powiedziałam, a on momentalnie zesztywniał.
- Danielle.- wyszeptał i ściągnął mi maskę. Jego twarz wydawała się pojaśnieć, a na usta wkradł się delikatny uśmiech. Odsunął nóż i odłożył go na stolik obok siebie. Sam zaś wyciągnął rękę i pogłaskał mnie po policzku.
- Przepraszam.- wyszeptał, a ja znów wpiłam się w jego wargi. Jego ręce tym razem przyciągnęły mnie jeszcze bardziej do siebie.
Czułam w jego pocałunkach niesamowitą mieszankę nienawiści i miłości. Czułam, że szatyn mnie kochał i czuł się winny, za naszą przeszłość. Jednak ja chciałam wybić mu tą winę z głowy. Nie zamierzałam rozpamiętywać tego wszystkiego. Nie liczyło się to dla mnie, skoro mimo to go pokochałam.
- Chodźmy stąd.- wyszeptałam w jego wargi. On złapał mnie za pośladki i podniósł do góry. Zaśmiałam się w jego usta, przepełniona radością. Zerknęłam jeszcze na Constance. Dziewczyna siedziała na kolanach bruneta i rozmawiała z nim. A gdzie ten pociąg seksualny, który widziałam między nimi przed chwilom? Ha, dobra to nie mój problem.
Chłopak zaniósł mnie do jakiegoś pokoju. Było tu pełno fioletowych świeczek, które były jedynym źródłem światła. Okna zasłaniały ciężkie zasłony, na samym środku stało łoże małżeńskie, a po obu jego stronach stały dwie małe szafki nocne. Jednak, nie zwracałam dużej uwagi na wystrój tego pokoju. Liczyło się tylko to iż byłam znów z moim szczęściem i pragnęłam go.
- Kocham cię.- wyszeptałam w jego wargi, gdy kładł się na mnie.
- Nawet nie wiesz od jak dawna pragnąłem to usłyszeć.- powiedział, całując mnie delikatnie po szyi.
Przypomniała mi się scena z jakiegoś filmu o wampirach. Gdy to wampir składał pocałunki na szyi pięknej brunetki, by potem ugryźć ją i wyssać z niej krew. Tak jak teraz Justin spijał moją miłość, a ja spijałam jego. Chłopak zaczął całować mój dekolt, a ja cicho jęknęłam pod wpływem jego dotyku. Zmieniłam pozycję, tak że teraz to ja byłam na górze. Usiadłam na nim okrakiem i wciąż go całując, zaczęłam rozpinać guziki od jego koszuli. Chłopak gładził rękami mój kark i prawe udo.
- Pragnę cię.- wyszeptał, gdy ściągnęłam z niego koszulę.
- Nawet nie wiesz od jak dawna pragnęła to usłyszeć.- wyszeptałam, a on zachichotał i zabrał się za odpinanie mojej sukienki…
Rozdział 8
Słyszałam cichy dźwięk dobiegający z oddali. Był to odgłos, który próbował się przebić przez moją zasłonę zapomnienia i rozkoszy. I był w tym dobry, po mój stan upojenia powoli mnie opuszczał. Poczułam jak ręka Justina zaciska się na mojej talii.
- Kochanie, odbierz.- wyszeptał.
Nie patrząc na niego, zgarnęłam telefon z szafki. Nacisnęłam zieloną, dotykową słuchawkę i przystawiłam aparat do ucha.
- Halo?- powiedziałam zaspanym głosem. Odchrząknęłam i przeczesałam palcami włosy.
- Gdzie ty do cholery jesteś?! Wczoraj straciłam cię z oczu i gdzieś mi zniknęłaś!- usłyszałam zdenerwowany głos mojej przyjaciółki i szerzej otworzyłam oczy. Dobiegł mnie czyiś śmiech. Odwróciłam się do Justina, który leżał na plecach i w najlepsze się ze mnie śmiał. Spiorunowałam go wzrokiem, na co od razu się uspokoił i spojrzał na mnie lekko zmrużonymi oczami.
- Spokojnie, Constance. Nic mi nie jest. Powiedzmy, że nie ruszyłam się w tego lokalu.- przegryzłam wargę.- Ty mi lepiej opowiadaj, jak tam ten twój wczorajszy partner?- spytała, a Justin zmarszczył brwi.
- No… Całowaliśmy się, a potem on nagle się uspokoił i zaczęliśmy rozmawiać. I tak już zostało. Jakoś po północy odwiózł mnie do domu i zaprosiłam go na kawę…
- Na kawę o pierwszej w nocy?- spytałam, a Justin przysunął się do mnie i pocałował mnie w policzek.
- Tak i potem też rozmawialiśmy. Jakoś o piątej ode mnie poszedł i nie uwierzysz!
- W co?- spytałam, gdy szatyn zaczął całować mnie po szyi.
- Pocałował mnie w policzek!- zapiszczała mi do słuchawki, a Justin oderwał się do mnie i znów wybuchł śmiechem. Zgromiłam go wzrokiem, jednak tym razem chyba tego nie zauważył.- Czy ja słyszałam męski śmiech?- spytała dziewczyna, a ja uśmiechnęłam się.
- Tak.- powiedziałam, a ona znów zapiszczała.
- Udało ci się! Co robiliście cała noc?
Spojrzałam na Justina, a ten puścił mi oczko.
- Powiedzmy, że też rozmawialiśmy.- wyjąkałam, a chłopak znów się zaśmiał.
- Opowiadaj wszystko ze szczegółami.- poleciła mi, a ja przewróciłam oczami. Justin od razu zareagował. Wyrwał mi telefon i przyłożył go sobie do ucha.
- Przepraszam, ale Danielle nie może teraz rozmawiać.- powiedział tym słodkim, lekko zachrypniętym głosem.- Opowie ci później. A teraz wybacz i do zobaczenia.- po czym, rozłączył się.
Odłożył telefon z powrotem na półkę. Popatrzył mi głęboko w oczy i pocałował mnie namiętnie. A ja tylko tego pragnęłam. Zatopiłam palce w jego włosach i rozkoszowałam się jego pocałunkami, przyciskając go bardziej do siebie. Justin objął mnie ręką w talii i przycisnął bardziej do siebie. Podnieśliśmy się do pozycji siedzącej, nasze ciała dzieliła tylko cienka kołdra. Przewróciliśmy się tak, że teraz to ja leżałam na nim. Chłopak uśmiechnął się w moje usta, kładąc mi ręce na talii i zmieniając pozycję, tak by znów być na górze. Włożył ręce pod kołdrę i dotknął mojego brzucha, jadąc powoli palcami w górę. Postanowiłam skończyć na dziś te wszystkie czułości, póki jeszcze nie zrobiliśmy nic nieodpowiedzialnego.
Odsunęłam go od siebie. Szatyn zrozumiał o co mi chodzi i posłusznie, zszedł ze mnie. Położył się obok mnie. Pogłaskał mnie po policzku i nagle spoważniał.
- Czytałaś list?- spytał, a ja przegryzłam wargi.
- A myślisz, że co jeszcze bardziej zachęciło mnie do rozpoczęcia poszukiwań mojego szczęścia?- spytałam, patrząc mu głęboko w oczy.- I sądzisz, że moje oczy przestają błyszczeć? Mylisz się, bo błyszczą tak dzięki tobie. I tylko ty sprawiasz, że chce mi się wciąż żyć…
- Nie mów tak.- powiedział zdenerwowany. Sięgnął po bokserki i ubrał je pod kołdrą. Następnie wstał, a ja ledwo powstrzymałam westchniecie na jego widok. On tymczasem ubrał spodnie i poszedł jak mniemam do łazienki. Ja tymczasem, podniosłam się do pozycji siedzącej. Omiotłam spojrzeniem pokój i zauważyłam, że na fotelu leży nowe ubranie http://wd9.photoblog.pl/np5/201110/B9/104862898.jpg dla mnie.
Owinięta prześcieradłem, wstałam i wzięłam strój. Poszłam do łazienki. Justin mył się w kabinie, więc nie widział jak się ubierałam. Gdy więc wyszedł w samym ręczniku spod prysznica, stanął i się na mnie patrzył. Może dlatego, że sukienka, którą mi dano była bardzo krótka i odsłaniała moje opalone nogi. Ponad to, byłam seksownie nachylona nad umywalką. Jednak on też nie próżnował. Był na biodrach owinięty samym białym ręcznikiem, który seksownie kontrastował z jego opalonym i umięśnionym ciałem. Przegryzłam wargę, zerkając na niego.
Skończyłam układać włosy i już chciałam wyjść z łazienki, gdy szatyn złapał mnie za nadgarstek i przycisnął do zimnej ściany.
- Ty też sprawiasz, że wciąż żyję.- wyszeptał, trzymając swoją głowę przy mojej szyi.- Ale to uczucie… My nie możemy być razem.- stwierdził, smutnym głosem.
Nieśmiało podniosłam ręce i złożyłam je na jego plecach. Przytuliłam go sobie do piersi i razem zsunęliśmy się po ścianie. Chłopak wsłuchiwał się w bicie mojego serca, a ja myślałam o nas. Czy faktycznie nie mieliśmy szans? A może musieliśmy walczyć o tą miłość, bo poddanie się nie wchodziło nawet w grę. Pragnęłam być już zawsze z Justinem. I nigdy już się z nim nie rozstawać.
- Damy radę, razem przez to przejdziemy.- powiedziałam.
- Policja będzie mnie szukać.- powiedział, drażniąc ręką moją szyję.
- Niech sobie szuka. Już ja cię uniewinnię, jeszcze zobaczysz że wszyscy zapomną o tej sprawie.- powiedziałam, a on się uśmiechnął.
- Skoro tak na to patrzysz.- wyszeptał, patrząc mi głęboko w oczy.
- Dobra, a teraz się ubierz.- rozkazałam mu, wstając.- Muszę wracać już do domu, bo rodzice będą się martwić. Po tym porwaniu, ciągle wysyłają do mojego pokoju patrole i co kilka godzin do mnie dzwonią.- wyjaśniłam, podając mu dłoń.
Justin pokiwał głową, a ja wyszłam z łazienki. Spojrzałam na telefon i postanowiłam zatelefonować do mamy. Wybrałam jej numer i nacisnęłam zielona słuchawkę. Po dwóch sygnałach usłyszałam znajome „halo”.
- Mamo, jakoś za godzinkę będę.- powiedziałam.
- Jasne, wracaj o której chcesz. Zadzwoń jeszcze do Michaela, bo już dawno nie spędzaliście ze sobą czasu. Powinniście się do siebie zbliżyć…
- Mamo, my nic do siebie nie czujemy.
- On czuje, nawet nie wiesz jak się zmartwiał gdy cię nie było.
- Mamo, pogadamy jak wrócę.- powiedziałam i cała zdenerwowana, rozłączyłam się. Rzuciłam komórką o łóżko, co i tak spowodowało cichy dźwięk. Justin wyszedł z łazienki i podszedł do mnie. Objął mnie w talii, a ja zarzuciłam mu ręce na szyję.
- Policja nie jest naszym jedynym zmartwieniem.- powiedziałam, a on zmarszczył brwi.- Michael chyba myśli, że coś do niego czuję. I zamierza o mnie walczyć.- uściśliłam, a Justin zdenerwowany podszedł do okna. Oparł się pięścią o framugę i zdenerwowany patrzył na panoramę miasta.
- Nie oddam cię.- powiedział, zaciskając zęby.
- Nie chcę byś mnie oddawał.- powiedziałam spokojnie.- Jestem tylko twoja, wiesz o tym. Ale póki co, będę musiała robić dobrą minę do złej gry.- oznajmiłam, podchodząc do niego od tyłu i kładąc mu ręce na klatce piersiowej.
- Co przez to rozumiesz?- spytał, odwracają się do mnie przodem. Uciekłam przed jego wzrokiem i spuściłam głowę. On jednak ujął mój podbródek w dwa palce i podniósł do góry.
- Będę musiała z nim być.- wyszeptałam, a on zamarł.
Rozdział 9
- I co on ta no?- spytała Constance, sprzątając filiżanki całkowicie przez nas opróżnione z kawy.
- Na początku był zdenerwowany, nie chciał przyjąć do wiadomości, że mogę być z innym. Lecz potem sam doszedł do wniosku, że nie ma innego wyjścia. Zwłaszcza, że mój ojciec gdy tylko go spotka, będzie chciał go zabić.- to ostatnie powiedziałam już smutniejszym głosem.
Minął już tydzień od mojego ostatniego spotkania z Justinem. Cały ten czas spędziłam na przemyśleniach. O nas, naszym życiu, przyszłości… I nie mogłam sobie jej w żadne sposób wyobrazić. Wydawało mi się, że zwyczajnie nie dam rady sama. On musi mi pomóc, w stworzeniu odpowiedniej wizji. Póki co, nie chcę nawet myśleć, że szatyn zniknie z mojego życia, bo nie wiem czy mogłabym dalej chodzić po tym świecie bez niego.
- Kiedy się znów spotkacie?- spytała Constance, siadając obok mnie na fotelu.
Pokiwałam przecząco głową.
- Nie wiem.- powiedziałam szczerze.
Umowa była taka, że Justin będzie mnie odwiedzał gdy uzna to za stosowne. To miała być kara dla mnie za to, że go tak jakby zdradzam. I była, bo okropnie tęskniłam. Michael jak zwykle, bardziej troszczył się o swoją firmę niż o mnie i w sumie zapominał, że ma dziewczynę. Mi to było na rękę, bo nie musiałam udawać. A Justin? Wiem, że teraz James dał mu wolne i uniewinnił go, w sprawie porwania. Justin mógł teraz pracować w nocnym klubie lub zwyczajnie, rozkoszować się pieniędzmi, które dostał od Jamesa. I w sumie, robił obie rzeczy, zresztą nie byłam tego do końca pewna. Już od tygodnia się nie widzieliśmy i nie telefonowaliśmy do siebie.
- Och, już osiemnasta. Nie obrazisz się, jak cię już wygonię?- spytała, a ja zmarszczyłam brwi.- Mam randkę.- uściśliła, a na mojej twarzy pojawił się promienny uśmiech.
- Jak ci się układa z tym… jak mu tam… Louis?- spytałam, ruszając śmiesznie brwiami i zakładając buty.
- Wiesz, że super. Od tego naszego spotkania w klubie, rozmawialiśmy już na wiele ciekawych tematów i ciągle jakieś znajdujemy. Wiesz, myślę że dzisiaj go pocałuję na pożegnanie.- powiedziała, obejmując się ramionami.
- Doby pomysł.- poprawiłam kołnierz od płaszcza w lustrze i owinęłam się szalikiem.- Ale lepiej się pośpiesz księżniczko, bo póki co wyglądasz jak kopciuszek.- przyznałam zerkając na nią.
- Dobra, dobra.- otworzyła mi drzwi.- To do poniedziałku.- powiedziała, całując mnie w policzek.
- No pa.
Od razu uderzyło mnie rześkie powietrze. Kochałam jesień, a już niedługo miała być gwiazdka, więc panował świąteczny nastrój. Poprawiłam sobie torbę na ramieniu i pewnym krokiem ruszyłam przed siebie. Nie wiedziałam sensu, by zamawiać taksówkę. Mieszkałyśmy z Constance blisko, tylko pół godziny drogi piechotą. Tak więc, pociągnęłam nosem i patrząc przed siebie, szłam w kierunku mojego domu.
Zauważyłam, że jedzie za mną czarny Range Rover. Przyśpieszyłam kroku i nie odwracając się za siebie, skręciłam w jakąś uliczkę. Jednak mój prześladowca nie zwalniał, a wręcz przyśpieszył. Po chwili, samochód zatrzymał się obok mnie i zostałam do niego zgarnięta. No cóż, historia lubi się powtarzać.
Zauważyłam, że siedzę na czyiś kolanach. Spojrzałam na twarz mojego prześladowcy i od razu zrobiło mi się jakoś cieplej. Patrzyłam w brązowe tęczówki szatyna, z postawionymi włosami i lekkim uśmiechem malującym się na ustach. Od razu wpiłam się w jego usta, a on zaśmiał się krótko.
- Aż tak się stęskniłaś?- spytał, a ja westchnęłam.
- Jeszcze bardziej.- stwierdziłam, spuszczając głowę.- Michael nawet nie znajduje na mnie czasu, nienawidzę grać jego dziewczyny.
Chłopak znów mnie pocałował. Zatopiłam palce w jego włosach, a on przygarnął mnie jeszcze bardziej do siebie. Chłopak przewrócił nas tak, że leżałam na tylnym siedzeniu samochodu, a on na mnie. Odpiął mój płaszcz i zabrał się za swoją koszulę. Po chwili, leżałam pod nim w samej sukience. Chłopak objął mnie wzrokiem, po czym znów zaczął całować moje usta. Rękami jeździłam po jego odkrytym torsie. Chłopak przeszedł do całowania mojej szyi. Odsunęłam go jednak od siebie.
- Nie mam ochoty.- wyszeptałam. On ostatni raz pocałował moje usta i wstał. Sięgnął guzików od koszuli.- Nie musisz tego robić.- stwierdziłam, a on zachichotał. Przytulił mnie do siebie, uśmiechając się i całując mnie w głowę.
- Chciałbym z tobą być, bez takiego ukrywania się.- wyznał, a ja pociągnęłam nosem.
- Przepraszam.- wyszeptałam, opierając głowę o jego tors i składając na nim pojedynczy pocałunek.- To moja wina…
- Nie, wcale nie.- zaprzeczył, gdy samochód się zatrzymał.- To nie jest niczyja wina.- westchnął.- Pragnę oddychać tym samym powietrzem co ty, codziennie rano budzić się przy tobie i zasypiać z tobą w jednym łóżku… Pragnę ciebie całą i mam nadzieję, że niedługo dostanę.- przyznał, patrząc mi prosto w oczy.
- I vice versa.- wyszeptałam.
- Musisz już iść, za zakrętem jest twój dom.- oznajmił, po chwili milczenia.
- Nie chcę się z tobą rozstawać.- wyznałam, a on zaśmiał się krótko.
- Obiecuję ci, że jeszcze dziś się ze mną zobaczysz.
Pocałowaliśmy się na pożegnanie, wzięłam do ręki płaszcz i wysiadłam z samochodu, który krótko po tym odjechał. Westchnęłam i weszłam na teren rodzinnej willi.
Godzinę temu odwiedził mnie Michael. Nie powiem, wkurzyło mnie to. Ciągle się do mnie kleił i mogłam od niego wyczuć alkohol. Nie był też tak samo delikatny jak Justin, którego sam dotyk sprawiał że drżałam. Nie, Michael był zupełnym przeciwieństwem Justina. Nie umiał zachowywać się z moim towarzystwie i jestem pewna, że mnie zdradzał. Ale w sumie, zbytnio mi na tym nie zależało. Przecież miałam Justina, który nigdy nie odważyłby się mnie zdradzić.
Spojrzałam na zegarek. Wskazywał dwudziestą pierwszą. Rzuciłam się na łóżku i leżąc na plecach, zamknęłam oczy. Wzięłam głębszy oddech i wyobraziłam sobie, że to cało przedstawienie nie ma miejsca. Że cały czas mieszkam z Justinem, jesteśmy razem szczęśliwi… Och, jak ja bym tak chciała!
Poczułam jak ktoś całuje moją odkrytą szyję. Otworzyłam powoli oczy i aż podskoczyłam. Justin zaśmiał się, łapiąc mnie w talii i znów do siebie przyciągając.
- Przecież mówiłem ci, że jeszcze dziś mnie zobaczysz.- wyszeptał, przegryzając płatek mojego ucha.
Uśmiechnęłam się i pozwoliłam mu całować moją szyję, zamykając oczy i odchylając głowę do tyłu.
- Czuję się jak za pierwszym razem.- wyznałam mu, gdy ściągnął ze mnie sukienkę.
- Ja też.- wyznał.
Nagle przestał mnie całować po ciele i usiadł naprzeciwko mnie. Pozwolił moim nogom opleść swoje ciało. Ściągnęłam z niego powoli koszulkę, obserwując mięśnie brzucha i wystające obojczyki. Pocałowałam go w szyję, a on jeździł gorącymi dłońmi po moich plechach. Po chwili, oboje byliśmy już tylko w bieliźnie. Spojrzałam mu prosto w oczy.
- Pragnę spędzać tak z tobą każdy wieczór.- powiedziałam.
- Szkoda, że nie możemy.- wyszeptał, całując mój dekolt.
Zmieniliśmy pozycję, tak że teraz leżeliśmy. Justin zaczął całować mój brzuch, a ja zatopiłam palce w jego włosach przyciągając go do siebie i jednocześnie odpychając. Znów przeszedł do dekoltu, a ja wbiłam mu delikatnie paznokcie w plecy. Chłopak jęknął cicho i zaczął mnie znów całować. Zjechałam ręką do gumki od jego bokserek. Zamknęłam oczy, rozkoszując się jego pocałunkami na moich ramionach…
***
Następne rozdziały. Super, mam już 9 obserwujących. Jesteście kochane.
10komentarzy=NN
Tagi: Rozdziały 6-9
Rozdział 2
Obudził mnie odgłos skapującej wody. Nie otwierałam oczu, bo bałam się tego co mogłam ujrzeć. Postarałam się wyprostować nogi, jednak zimny podmuch wiatru, który nagle je utulił, zmusił mnie do ponownego skulenia się w kłębek. Zaciekawiło mnie to i postanowiłam otworzyć oczy. To co ujrzałam, zmroziło mi krew w żyłach.
Otaczały mnie kraty i skulone postacie dziewczyn. Były to zwykle blondynki, trzęsące się z zimna i ubrane jedynie w skąpe tuniki i krótkie spodenki. Miały rozmazany makijaż i potargane włosy. Były przestraszone i ogólnie jakieś dziwne. Spojrzałam na siebie. Ubrana byłam wciąż w moją suknię, jednak obecnie była ona podarta i brudna. Moje długie, brązowe włosy specjalnie na bankiet spięte w kok, po kołtunione spływały na moje ramiona. Doczołgałam się do krat. Dotknęłam pordzewiałego żelaza i szarpnęłam za nie. Nic. Nawet nie drgnęły, mimo że wyglądały na stare. Spojrzałam na dziewczyny. Żadna z nich nawet nie zwróciła na mnie uwagi. Każda pogrążona była w swoich myślach, własnym świecie.
Też chciałam się udać do mojej krainy marzeń, lecz gdy chciałam to zrobić, usłyszałam odgłos otwieranych drzwi. Powoli otworzyłam oczy i ujrzałam twarz tego faceta o ciemniejszej cerze, który był na bankiecie z kobietą i tym szatynem. I wtedy coś do mnie dotarło.
Oni mi się przeglądali, potem kogoś szukali, wyprowadzili mnie, ktoś przepraszał… OMG! Zostałam uprowadzona i… Przecież ja mogę zginąć! I to już przestało być śmieszne. Miałam tyle pytań. Na przykład, gdzie obecnie się znajdowałam? I po co im byłam? I po co im te wszystkie dziewczyny? O dlaczego akurat ja, skoro nie jestem blondynką? I kim byli moi porywacze?
Drzwi od mojej celi otworzyły się, pchnięte przez mężczyznę. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się chytrze. Ubrany był w białą koszulę, która aż raziła w oczy na tle tego „burdelu”. Spojrzałam na niego nieśmiało. Jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył.
- Danielle, wstań.- polecił mi, podając mi dłoń. Z niechęcią, skorzystałam z jego pomocy i stanęłam na własnych nogach. Lekko się zachwiałam, jednak zostałam podtrzymana przez mężczyznę i wyniesiona z celi. Szybko zorientowaliśmy się, że nie jestem w stanie iść o własnych nogach i będę musiała być niesiona do samego końca. Zamknęłam oczy, bo poczułam jak powoli robi mi się słabo. Następnie otulił mnie zapach męskich perfum i dotyk świeżej pościeli. Otworzyłam leniwie oczy i odwróciłam się na plecy.
Leżałam w olbrzymim łóżku z czerwonym baldachimem i czarną pościelą. Podniosłam się szybko, widząc na fotelu w rogu, nowe ubranie. Zauważyłam, że w pokoju panuje półmrok, który mógł być zasługą ciężkich, czarnych zasłon. Pobiegłam do łazienki i rozerwałam i tak już podartą suknię. Szybko wskoczyłam pod prysznic, myjąc starannie włosy i każdą część mojego ciała. Zauważyłam, że na biodrze mam znaczek „x” wycięty nożem. Dotknęłam go, a z nowej rany poleciała stróżka krwi.
Wszystko to było tak niesamowicie dziwne. Cela, nowa sypialnia, ubrania na zmianę, znamię… Co jeszcze mnie spotka? Zakręciłam wodę i wyszłam z kabiny. Rozczesałam włosy znalezionym grzebieniem i owinięta ręcznikiem, wróciła do pokoju po bieliznę i ubranie. Wzięłam je do ręki i wróciłam do pomieszczenia, w którym unosił się przyjemny zapach jeżynowego żelu do mycia. Ubrałam sięhttp://www.photoblog.pl/hammeringcherry/103026367/816.html. Przez bluzkę prześwitywał mi czarny biustonosz, lecz nic innego nie miałam. Przejrzałam się w lustrze i wysuszyłam włosy. Spięłam je w niedbałym koku i wróciłam do pokoju.
Wdrapałam się z powrotem na łóżko. Usiadłam na samym środku i zamknęłam oczy. Słyszałam odgłos otwieranych drzwi, lecz za bardzo się tym nie przejęłam. Wciąż starałam się wymyślić jakiś plan ucieczki i porostu do domu. Jednak czy tak naprawdę chciałam wracać? Czekały mnie zaręczyny z Michaelem i życie z nim aż do śmierci, bo moja rodzina nie uznawała rozwodów.
Powoli otworzyłam oczy i ujrzałam szczupłą sylwetkę chłopaka. Leżał wsparty na łokciu i przyglądał mi się badawczo. Rozpoznałam w nim tego samego chłopaka, z którym wzniosłam toast. Przeszłam do leżenia na plecach. Czułam jak łóżko ugina się pod ciężarem szatyna. Po chwili, poczułam jego wargi na moich. Całował mnie bardzo delikatnie, niczym porcelanową lakę. Nie otwierałam oczu. Chciałam rozkoszować się tą chwilą zapomnienia z zupełnie nieznanym mi chłopakiem.
Właśnie nawet nie znałam jego imienia! Delikatnie go od siebie odsunęłam, otwierając przy tym oczy. Spojrzałam w jego brązowe tęczówki i zatonęłam w nich. Chłopak uśmiechnął się delikatnie i dopiero teraz zauważyłam, że przygniata mnie swoim ciężarem.
- Jak się nazywasz?- spytałam nieśmiało, nie mogąc oderwać od niego oczu.
- Justin.- wyszeptał, po czym zaczął całować moją szyję i lekko odsłonięty dekolt. Drażnił językiem moją skórę, co doprowadzało mnie do szaleństwa. Zamknęłam oczy, przyciskając go jeszcze bardziej do siebie. Zatopiłam ręce w jego jasno brązowej czuprynie i jęknęłam, gdy włożył mi ręce pod koszulę. Jeździł dłońmi po moim brzuchu i dekolcie.
Nie przeszkadzało mi to, że go nie znałam. Miałam ochotę na małą przygodę, a do tego z przystojnym nieznajomym. Pragnęłam go, bo przy nim czułam że zapominam o moim bogatym życiu.
Zmieniliśmy pozycję, tak że teraz to ja byłam na górze. Ściągnęłam z niego koszulkę, patrząc na jego umięśniony tors. Jak to możliwe, że na bankiecie wydał mi się taki chuderlawy? Szatyn uśmiechnął się triumfalnie i podniósł do pozycji siedzącej.
- Chyba mi nie powiesz, że teraz będziesz się gapiła na mój tors?- spytał, a ja zarumieniłam się lekko. On znów się zaśmiał i wpił się w moje usta, odwracając moją uwagę od jego ciała. Poczułam jak jego ręce odpinają guziczki od mojej koszuli. Po chwili, oplatałam go nogami będąc tylko w spodniach i staniku. Po chwili i tego drugiego zostałam pozbawiona.
- Jesteś piękna.- wyszeptał mi do ucha, całując mój dekolt.
…
Ręką gładziłam jego tors, zganiając się w myślach za to co między nami zaszło. Było niesamowicie, oczywiście. Ale nie powinnam była, nie znaliśmy się. Spojrzałam nieśmiało na chłopaka. Jeszcze spał, przyciskając moje ciało do swojego. Dlaczego tak bardzo mu na mnie zależało, skoro w piwnicy było o wiele więcej ładniejszych ode mnie dziewczyn?
Powoli podniosłam się do pozycji siedzącej i wyszłam z łóżka. Justin wciąż spał. Pośpiesznie się ubrałam i wyszłam z pokoju. Natrafiłam na długi korytarz ciągnący się w obie moje strony. Zadecydowałam, że pójdę w prawo i tak tez zrobiłam. Mijałam pełno drzwi, jednak ja szukałam tylko tych, którymi mogłabym wydostać się na zewnątrz.
W oddali zauważyłam schody prowadzące na dół. Podbiegłam do nich i zbiegłam na dół. Znalazłam się w olbrzymim holu. Przypominało to wnętrze jakieś willi, należącej do bogatej rodziny. Trochę jak moja, ale odrobinę większa. Podeszłam do drzwi i szybko zauważyłam, że są zamknięte. Zdesperowana, usiadłam na zimnej posadzce i zaczęłam płakać.
Straciłam dziewictwo z chłopakiem, którego nawet nie znałam. Miałam dziwne znamię na biodrze. Siedziałam w lochach i co najgorsze, najprawdopodobniej zostałam porwana.
Rozdział 3
Podniosłam głowę i ujrzałam mężczyznę, który wyciągnął mnie w lochów. Uśmiechał się delikatnie. Powoli wstałam, by nie musiał patrzeć na mnie z góry. Spojrzałam mu głęboko w czarne oczy i otarłam prawie zaschnięte łzy.
- Jestem James.- podął mi rękę, którą uścisnęłam.- A ty nie powinnaś aby być w sypialni z Justinem?- spytał, a mi się zrobiło słabo.
Oni wszyscy wiedzieli. To było częścią jakiegoś planu. Chłopak miał mnie uwieść, zaliczyć i zażądać jakiegoś okupu od moich bogatych rodziców. Boże, jaka ja byłam głupia! Pociągnęłam nosem i bez słowa go wyminęłam. Jednak mężczyzna dogonił mnie, a jego ręka zacisnęła się w stalowym uścisku na moim ramieniu.
- Dopilnuję byś weszła do właściwych drzwi.- wyszeptał mi do ucha, pchając mnie w kierunku schodów. Dalej szliśmy już w ciszy. Ja bałam się odezwać, a on najprawdopodobniej nie chciał mnie drażnić. Podprowadził mnie pod same drzwi, otworzył je i wepchnął mnie do środka.
Zastałam pokój takim, jakiego go zostawiłam. Wyjątkiem było to, że chłopak gdzieś zniknął, a z łazienki słychać było odgłos włączonego prysznica. Usłyszałam trzaśnięcie drzwi za mną i odgłos przekręcanego klucza w zamku. Podeszłam powoli do okna i odsłoniłam jedną za zasłon. Podobnie zrobiłam z pozostałymi czterema. Do pokoju wpadło światło, gdy ja zabrałam się za ścielenie łóżka. Gdy i to zostało już zrobione, wyszłam na balkon. Byłam chyba w innym stanie, bo u mnie nie było takich widoków. Rozciągała się przede mną dolina, cała obrośnięta zieloną trawą i z małym jeziorkiem na samym środku. Wszystko to w połączeniu z idealnie błękitnymi chmurami, wydawało się być czymś w rodzaju biblijnego „nieba”. Wzięłam głębszy oddech, rozkoszując się świeżym powietrzem.
Usłyszałam jak drzwi od łazienki otwierają się i zamykają. Po chwili, poczułam jak czyjeś ręce oplatające mnie w talii. Chłopak przycisnął mnie do siebie, całując moje ramię. Jednak ja odepchnęłam go i podeszłam do barierki. Nie zamierzałam po raz drugi mu ulegać. Justin oparł się o marmur obok mnie. Zauważyłam, że na sobie ma śliwkową rozpiętą koszulę (dzięki czemu znów mogłam patrzeć na jego tors) i szare rurki, z obniżanym stanem. Postanowiłam jednak nie zwracać na to uwagi, a jego spojrzenia po prostu ignorować.
- Coś nie tak?- spytał w końcu, a z moich oczu jak na zawołanie popłynęły łzy.
- Prócz tego, że zostałam porwana i przespałam się z kimś, kogo w sumie nie znam, wszystko jest okej.- powiedziałam, ukrywając twarz w dłoniach. Rozkleiłam się już na maksa.
- Jak szłaś ze mną do łóżka, to chyba nie myślałaś, że cię kocham albo chociaż lubię.- powiedział głosem pełnym pogardy.- A teraz nawet nie mam już do ciebie szacunku, bo kto normalny śpi z chłopakiem, nie znając go.- dopowiedział, a ja zalałam się łzami.
Chciałam do Michaela, bo on nigdy nie zrobiłby czegoś takiego. On był honorowy, nie tak jak ten drań stojący obok mnie. Chciałam do moich rodziców, którzy na pewno się teraz o mnie zamartwiali. Chciałam stad uciec, a jedyną drogą było… Spojrzałam na dolinę malującą się przede mną i na to co było pode mną. W najgorszym wypadku, utonęłabym w stawie.
Wdrapałam się na marmurową balustradę i zamknęłam oczy. Bałam się zrobić krok do przodu, ale czułam też coraz większą odrazę do siebie i przymus skończenia tego przedstawienia, zwanego życiem. Poczułam się jak bym była na scenie podczas jednej z tych sztuk baletowych, na które chodziłam z rodzicami i Michaelem raz w miesiącu. Sama odgrywałam jakąś rolę i właśnie musiałam efektownie, zejść ze sceny. A to było jedyne wyjście.
Szatyn wciąż na mnie nie patrzył, więc nie widział co zamierzam zrobić. Wzięłam głębszy oddech, zrobiłam krok do przodu i przypomniałam sobie uczucie, które wypełniło mnie dzisiejszej nocy. To podniecenie, gdy język Justina dotykał mojego ciała, to uczucie gdy tonęłam w jego spojrzeniu i pocałunkach…
Postanowiłam zrobić następny, już ostatni krok by zakończyć moje okropne życie. Nie miałam honoru, byłam zwykłą łatwą dziwką, która poszła do łóżka z pierwszym lepszym chłopakiem. Byłam nikim. Zacisnęłam zęby i postawiłam krok…
…
Poczułam jak ktoś dotyka opuszkami palców mojego ramienia. Uznałam, że muszę być już po „drugiej stronie” skoro potrafię jeszcze oddychać i normalnie funkcjonować. A do tego, leże gdzieś i nie jestem sama. Uśmiechnęłam się lekko, na myśl o cieple które płynie od tej drugiej osoby. Po chwili jednak coś do mnie dotarło. Czułam ten sam zapach, dotyk palców i nawet pościel się zgadzała. O nie!
Otworzyłam szybko oczy i wstałam, prawie się przy tym przewracając. Stanęłam poza baldachimem i spojrzałam na chłopaka leżącego na łóżku. Podniósł się do pozycji siedzącej, uśmiechając się lekko i przyglądając mi zmrużonymi oczami. Spojrzałam na balkon. Był otwarty i zachęcał by go wykorzystać. Skoro raz mi się nie udało, to spróbuję i po raz drugi.
Biegiem rzuciłam się w jego stronę. Słyszałam jak chłopak gwałtownie wstaje. Tym razem nie mógł mnie już powstrzymać. A może jednak mógł. Z nieba poleciał deszcz, a ja podniosłam nogę by wdrapać się na balustradę. Jednak ktoś złapał mnie za nadgarstek i odsunął od marmurowej barierki. Znów się popłakałam i nie patrząc na niego, usiadłam na posadzce.
Zaczęłam krzyczeć.
- Dlaczego nie dasz mi umrzeć?! Jestem dziwką, więc po co mam żyć?! Nie masz do mnie szacunku i słusznie! Jestem nikim! Zawsze byłam i będę!- po czym zaniosłam się płaczem. Siedziałam na swoich nogach, skulona w kłębek. Justin szybko usiadł obok mnie i przycisnął mnie do swojej piersi.
Krople deszczu spływały po nas jedna po drugiej, a my zdawaliśmy się tym nie przejmować. Ja wciąż płakałam, a szatyn kołysał mną w przód i tył.
- Ciiii, nie płacz.- szeptał mi do ucha.- Nie jesteś dziwką, nie jesteś, słyszysz? Mam do ciebie szacunek. Więcej niż do siebie. Nie płacz już, proszę.
Powtarzał to jak mantrę, co jakiś czas zmieniając słowa. A ja powoli zaczynałam się uspokajać. Po jakimś czasie, Justin wziął mnie na ręce i zaniósł do pokoju. Ułożył mnie na łóżku, a sam położył się obok mnie, przyciskając mnie do siebie. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy, mimo że ja wciąż starałam się uciekać przed jego wzrokiem. Chłopak w końcu dotknął mojego policzka, zwracając tym moją uwagę.
- Przepraszam, nie chciałem tego.- wyszeptał, a ja uzmysłowiłam sobie, że to on wtedy to mówił. Uśmiechnęłam się delikatnie, wtulając się w jego tors. Zamknęłam oczy i odpłynęłam do krainy Morfeusza.
Rozdział 4
Siedzieliśmy razem w sypialni. Każde z naszej dwójki zajmowało się czymś innym. Ja czytałam książkę, a Justin przeglądał coś w interenecie. I tak było w sumie codziennie, wieczorami. W czasie dnia, chłopak gdzieś znikał. Nie rozmawialiśmy od próby popełnienia samobójstwa w deszczu. Nie wiedzieliśmy o czym tu rozmawiać. Justin i tak był za bardzo tajemniczy, by odpowiedzieć na jakiekolwiek moje pytanie. Był taki… zamknięty w sobie i niedostępny dla mnie.
Spojrzałam po raz setny na moje ubraniehttp://www.faslook.pl/collection/modnyzestaw1-42/. Teraz codziennie chodziłam podobnie ubrana. Tak elegancko i seksownie. Tylko takie ubrania mi dawano. I nigdy nie słyszałam komplementu, typu „Ładnie wyglądasz” z ust Justina. On nie był z tych chłopaków, którzy prawią ci komplementy, gdy nie wiedzą co powiedzieć. On swoim spojrzeniem wyrażał opinię. A jego oczy mogły powiedzieć, więcej niż tysiące słów.
Spojrzałam na siedzącego na łóżku, pod baldachimem chłopaka. Dzieliła nas tylko cienka, koronkowa siateczka, z której uszyty był baldachim. Chłopak nie miał koszulki, jedynie odpiętą czarną koszulę i spodnie tego samego koloru. Zlewał się z czarną pościelą, co jeszcze bardziej mi się podobało. Przegryzłam wargę. Chłopak spojrzał na mnie i zamknął laptopa.
Nasze oczy spotkały się pierwszy raz od jakiegoś tygodnia. Zatonęłam w jego tęczówkach. Chłopak podniósł ramię i poklepał poduszkę obok siebie. Wstałam z ziemi i wdrapałam się na łóżko. Usiadłam obok niego, a chłopak objął mnie i przycisnął do siebie. Siedzieliśmy tak chwilę w ciszę, gdy w końcu postanowiłam ją przerwać.
- Ile okupu zażądaliście?- spytałam, a on zesztywniał.- Nie udawaj, że nic nie chcieliście.- żachnęłam się.
Chłopak westchnął.
- Pięćdziesiąt tysięcy dolarów.- powiedział w końcu, a ja otworzyłam szerzej oczy. Podniosłam się do pozycji siedzącej, odwracając się do niego prawym bokiem.
- A więc jestem warta pięćdziesiąt tysięcy.- powiedziałam nieobecnym głosem, bawiąc się swoimi czarnymi paznokciami. Spuściłam głowę i pozwoliłam brązowym falą na zakrycie mojej twarzy. Poczułam jak Justin obejmuje mnie od tyłu i całuje czubek mojej głowy.
- Jesteś warta o wiele więcej, ale nie chcesz chyba, by twoi rodzice zbankrutowali.- powiedział lekko rozbawionym głosem. Uśmiechnęłam się cierpko.- A tak w ogóle, to skąd wiesz o okupie?- spytał, a ja uśmiechnęłam się szerzej.
Odsunęłam się od niego, by położyć się na jedwabnej narzucie, której dotyk na mojej skórze doprowadzał mnie do stanu błogiego ukojenia. Chłopak wyłożył się obok mnie i wsparty na łokciu, obserwował każdy mój ruch. Leżeliśmy w ciszy, aż w końcu postanowiłam odpowiedzieć na jego pytanie.
- Nie jestem głupia.- stwierdziłam.- Dziewczyny, które wystawiacie jako prostytutki do burdelu, siedzą w celach. Ja jestem tu dla okupu, więc staracie się by nic mi się nie stało. Dlatego nie pozwoliłeś mi wtedy skoczyć. Bo nie chciałeś pozbawić się fortuny, którą mogliście za mnie dostać.- westchnęłam.- Już się z tym pogodziłam jakieś trzy dni temu.- dopowiedziałam i zamknęłam oczy.
Postarałam się oddychać głębiej i wypełniać swoje płuca wonią jabłka i cynamonu, którą pachniał szatyn. Poczułam jak ktoś opuszkami palców drażni mój dekolt, ramię i policzek. Dotknął również ust, po czym delikatnie musnął moją górną wargę. Przypomniała mi się tamta noc, a uśmiech złośliwie próbował wkraść się na moje usta. Otworzyłam oczy i spojrzałam na chłopaka.
- Danielle, nie jesteś tu tylko dla okupu.- wyszeptał, będą tuż przy mojej twarzy.- Chyba nie sądzisz, że na tamtym przedstawieniu widzieliśmy się po raz pierwszy? Od dawna cię obserwowałem. Wiem, że wystąpiłaś już na dwóch pokazach mody i byłaś na nich niesamowita. Za każdym razem siedziałem na widowni…
- To ty byłeś tym chłopakiem, który zawsze siedział w rogu i przypatrywał się mnie za zaciekawieniem?- spytałam, przypominając sobie jeden z moich pokazów. Szatyn pokiwał głową, a ja się uśmiechnęłam.- Zawsze ciekawiła mnie twoja tożsamość.
Chłopak wziął moją rękę i pocałował ją. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Justin.- wyszeptałam, a on na dźwięk swojego imienia z moich ust, zaczął całować mnie po szyi. Włożyłam mu ręce pod koszulę i drażniłam jego tors. Chłopak szybko znalazł się na mnie. Jednak gdy tylko spostrzegłam, co znów próbujemy zrobić, wyciągnęłam ręce spod jego koszuli. Justin był widocznie zaskoczony, jednak zszedł ze mnie.
Powoli wstałam i wyszłam na balkon, zakładając buty na obcasie. Wybijałam nimi miarowy rytm. Wyszłam na balkon i popatrzyłam w czarne niebo. Chłopak doszedł do mnie i objął mnie od tyłu w talii. Oparłam głowę o jego nagi tors i westchnęłam.
- Tęsknisz za nim?- zapytał, opierając głowę na moim ramieniu.
- Za kim?
- Za tym blondynem, z którym byłaś na balecie?- uściślił, jakby lekko zdenerwowany.
- Ach, chodzi ci o Michaela.- powiedziałam.- Nie, nie tęsknię. Tęskniłam, ale jak może mi brakować kogoś takiego jak on…
- Czyli wy nie jesteście razem?- przerwał mi, a jego głos zdradzał zaciekawienie i odrobine radości.
- To skomplikowane. My… Powinniśmy być razem i tak jakby jesteśmy, jednak żadne z nas nie pragnie tego drugiego. To taki związek bez miłości i pragnienia. Zwykłe trzymanie się za ręce i uśmiechanie do wpływowych znajomych na bankietach. No wiesz, robienie dobrzej miny do złej gry, udawanie kogoś innego. To tylko niektóre określenia, a każde z nich jak najbardziej trafne. Gdy byłam mała, rodzice zaplanowali dla nas świetlaną przyszłość u swego boku i w blasku fleszy. Szczegółem jest tylko to, że żadne z nas jej nie pragnie.- wyjaśniałam mu, wzdychając. Wyplątałam się z jego objęć i podeszłam do marmurowej barierki.
Spojrzałam na malującą się przede mną dolinę. W jeziorze odbijały się gwiazdy i wyglądało to, jak z filmu.
- Pięknie tu.- wyszeptałam.
Justin podszedł do mnie i oparł się o balustradę obok mnie. Patrzyłam w niebo, a on na mnie. Trochę mnie to peszyło, ale nie przyznawałam się. W sumie, to nie wiedziałam na jakim gruncie stoję. Justin był porywaczem i mógł mnie w każdym momencie zranić, ochrzanić lub po prostu zabić. Jednak on spędzał ze mną każdy wieczór i nie przeszkadzała mu moja obecność, a przynajmniej nic na to nie wskazywało. Nie wiedziałam, czego mogę się po nim spodziewać. Nie znałam go, a mimo to lubiłam spędzać z nim czas, nawet nic nie mówiąc.
- Więc dlaczego mnie odpychasz?- spytał w końcu, przerywając co raz bardziej ciążącą mi ciszę.
Spojrzałam na niego i od razu spuściłam wzrok, pod ciężarem jego hipnotyzujących tęczówek.
- Ja… Ja cię wcale nie odtrącam.- wykrztusiłam, wciąż zszokowana jego pytaniem.- Po prostu… Boję się. Nie wiem, do czego jesteś zdolny… Jakie są twoje zamiary… W sumie to nie wiem o tobie nic.- odpowiedziałam, badając ręką zimny marmur.
Zamknęłam oczy i wciągnęłam zimne powietrze. Poczułam jak ktoś dotyka mojej dłoni i splata palce z moimi. Otworzyłam oczy. Chłopak przyciągnął mnie do siebie, tak że teraz nie dzielił nas nawet centymetr. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy, nie wiedząc co powiedzieć.
- Nigdy nie zrobię ci krzywdy.- wyszeptał chłopak, przykładając moją rękę do swojej nagiej piersi. Czułam jak jego serce szybko bije pod skórą.- Jakaś dziwna siła nie pozwala mi na to. Nie wiem dlaczego, ale gdy tylko cię widzę, mam ochotę być przy tobie i chronić cię przed każdym niebezpieczeństwem. Nie byłbym zdolny do zranienia cię lub zabicia.- pocałował mnie w kącik ust.- Obiecuję, że nic ci nie grozi z mojej strony…
- Nie składaj obietnic, gdy nie jesteś pewien, czy ich dotrzymasz.- wyszeptałam, całując go w policzek.- Jestem już zmęczona, idę się myć.
Po czym powiedziawszy, wyminęłam go. Było mi strasznie głupio, że tak po prostu uciekłam. Nie byłam nawet do końca pewna, dlaczego. Po prostu, wystraszyłam się, że on może coś do mnie czuć. A to było by wręcz niedopuszczalne, bo ja… Zresztą nieważne.
Wzięłam swoją piżamę, kosmetyczkę i podreptałam do łazienki. Justin wciąż stał na balkonie i zapewne patrzył się w gwiazdy. A ja? Zastanawiałam się pod prysznicem, co tak właściwie do niego czuję. Bo kochałam się z nim całować i przebywać blisko niego. Ale czułam strach, gdy wydawał mi się zdenerwowany. Po prostu nie mogłam uwierzyć, że chłopak taki jak on, nie zrobi mi krzywdy. Nie mieściło mi się to w głowie.
Założyłam moja koszulę nocną http://www.modnestroje.net/entry-image/bawelniane-koszulki-nocne-wygodne-i-zdrowe. Żeby nie było, to nie ja ją sobie wybrałam. Codziennie ktoś dawał mi ubrania i mówił mi w czym mam spać. Nie wiedziałam czy to Justin, czy może James, lecz nie podobało mi się to. W nocy zwykle wyglądałam bardzo wyzywająco, a w dzień w sumie też wiele się nie zmieniało.
Na palcach wyszłam z łazienki. Wiedziałam, że szatyn już wcześniej się umył i teraz od razu poszedł spać. Tak było prawie codziennie. Odłożyłam cicho kosmetyczkę i zgasiłam lampkę, stojącą w rogu. W pokoju zapanowała ciemność, jednak ja z łatwością trafiłam do łóżka. Weszłam pod ciepłą kołdrę i odwróciłam się twarzą do chłopaka. Okazało się, że i on ma otwarte oczy. Tak więc, leżeliśmy naprzeciwko siebie i hipnotyzowaliśmy się spojrzeniami. Wyciągnęłam rękę i pogłaskałam go po policzku. On pocałował mój nadgarstek i znów przeniósł wzrok na mnie.
- Ufasz mi?- spytał, a ja zaniemówiłam. Już drugi raz tego wieczoru.
- Ja… Nie wiem.- wyszeptałam.
- Dlaczego?
- Bo krótko cię znam i nie wiem, do czego jesteś zdolny. Jakby na to nie patrzeć, przytrzymujesz mnie w tym pokoju, pozbawiając kontaktu ze światem zewnętrznym…
- Boję się, że uciekłabyś mi.- wyszeptał, zbliżając się do mnie.
- I co? Nie dostalibyście okupu?- spytałam z ironią i prychnęłam.
- Wiesz, że nie o to mi chodzi.- zaczął mnie całować po szyi.- Jutro gdzieś razem pójdziemy. Pokażę ci okolicę. Co ty na to?
Pokiwałam głowę. On podniósł się trochę i pocałował mnie w policzek.
- Dobranoc.- szepnął.
Przysunęłam się do niego i wtuliłam się w jego tors.
- Śnij o mnie.- wyszeptałam, a on się cicho się zaśmiał. Chwilę po tym, zasnęłam.
Rozdział 5
Obudziłam się wczesnym rankiem. Zerknęłam na zegarek. Wskazywał szóstą. Czyli jednak nie było aż tak wcześnie. Westchnęłam i poczułam czyjeś ręce, oplatające moją talię. A do tego, ktoś opuszkami palców drażnił moje udo i ramię. Uśmiechnęłam się delikatnie, tak by wyglądało to tak jakbym wciąż spała. Justin ścisnął moją talię, przyciskając mnie do siebie. Był przy tym tak niesamowicie delikatny, że aż przeszły mnie dreszcze. Poczułam pod ręką dotyk jego gorącej, gładkiej skóry i westchnęłam. Powoli otworzyłam oczy. Napotkałam dwa brązowe bursztyny wpatrzone we mnie jak w obraz.
- Dzień dobry.- wyszeptałam, uśmiechając się.- Od jak dawna nie śpisz?
- Coś około dwudziestu minut.- powiedział, na co ja zachichotałam, mimo że nie było w tym nic śmiesznego. Po prostu, wypełniało mnie takie dziwne ciepło, któremu nie sposób było się oprzeć.
Zaczęłam rysować kółka na jego odkrytym torsie, a on nie przestawał opuszkami palców dotykać mojej skóry. Dotknął kawałka odkrytego prze koszulę, biodra. Była to akurat ta strona, na której narysowane było znamię. Na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka, co oczywiście nie uszło jego uwadze.
Zbliżył swoja rozpromienioną twarz do mnie i dotknął swoim nosem mojego nosa. Było to coś tak niesamowicie zachęcającego i pobudzającego mój głód i nawet gdybym chciała, nie potrafiłabym tego opisać. Jednak nie mogłam sobie pozwolić na całowanie jego ust. Po prostu… nie mogłam. Odsunęłam się do niego i wstałam. Miejsca, których Justin dotykał, dziwnie zapiekły. Zignorowałam to uczucie i przeciągnęłam się.
- Czas wstawać.- oznajmiłam zaskoczonemu moją reakcją, chłopakowi.- Chcę jak najszybciej wyjść z tego pokoju.- po czym, powiedziawszy zgarnęłam z fotela nowe ubranie http://www.photoblog.pl/maszgusst/107491347 i podreptałam do łazienki. Tam przebrałam się, uczesałam włosy w niedbałego warkocza i zrobiłam delikatny makijaż. Spojrzałam na moje białe jak śnieg zęby, obserwując ich reakcję na nową, tania pastę. Nie zmieniły się zbytnio.
Gdy wyszłam z łazienki, Justin był już ubranyhttp://e.lansik.pl/la513/aaa498560016ee4d4ce68d2d. W kapeluszu wyglądał jeszcze bardziej tajemniczo. Bez słowa, wyminął mnie i wszedł do łazienki. Krótko po tym, usłyszałam odgłos wydawany przez szczoteczkę mechaniczną do mycia zębów. Wzięłam do ręki torbę i wpakowałam do niej dwa jogurty mleczne i butelki wody, które wyciągnęłam z małej „hotelowej” lodóweczki. Nie brałam komórki ani portfela, bo nie posiadałam takich rzeczy. Wszystko zostało zarekwirowane przez moich porywaczy.
Chłopak wyszedł z łazienki i podszedł do małej szafeczki. Wziął z niej swojego iphona i podszedł do mnie.
- Gotowa?- spytał, a ja pokiwałam głową.- No to chodź.
Złapał mnie za rękę i wyszliśmy. Ciekawa byłam, czy nie będzie miał przez to problemów. Ale chyba nie, skoro mijany przez nas James posłał mi uśmiech i nawet nie zareagował. Skoro tak się sprawa miała, to w sumie nie miałam się czym martwić. Wyszliśmy z domu, a mnie uderzyło piękne otoczenie, które przez cały czas miałam na wyciągnięcie.
Rozpościerał się przede mną olbrzymi ogród, utworzony na wzór labiryntu. Od razu pociągnęłam chłopaka w tamta stronę.
- Goń mnie.- przykazałam mu i zaczęłam uciekać. On chwilę stał i po prostu na mnie patrzył, jednak potem zaczął biec. Był szybki, szybszy ode mnie. Zwłaszcza że na nogach miałam wysokie szpilki. Tak więc, po dwóch minutach, złapał mnie i podniósł na ręce.
- Wariat z ciebie!- krzyknęłam przez śmiech. On również się śmiał.
- A z ciebie wariatka.- skomentował, a ja wtuliłam się w jego tors, który pierwszy raz od dawana był przykryty materiałem. Chłopak poprawił sobie mnie na rękach i zaniósł za willę. Stały tam dwa rowery. Od razu zeskoczyłam mu z rąk i podeszłam do jednego z nich. Do koszyka włożyłam sobie torbę i spojrzałam wyczekująco na chłopaka. On podszedł do swojego niebiesko-czarnego bmx’a i wsiadł na niego. Ja zrobiłam to samo z moim. Pojechałam kawałek i wróciłam do chłopaka.
- No to prowadź.- powiedziałam, a on ruszył aż się za nim zakurzyło. Szybko do niego dojechałam i dalej jechaliśmy już powoli, rozkoszując się pięknym słońcem i świeżym powietrzem. Mało rozmawialiśmy, bo nie chcieliśmy psuć tej pięknej chwili. Co chwila brałam głębszy oddech, ciesząc się tym że nareszcie wyszłam z tego pokoiku.
Okazało się, że chłopak zawiózł nas nad to piękne jeziorko, które widziałam z balkonu. Zatrzymaliśmy się, gdy żwirowana droga się kończyła, a zaczynała łąka usiana różnokolorowymi kwiatami. Zsiadłam z roweru, ściągnęłam buty i wzięłam torbę. Obuwie wrzuciłam do rowerowego koszyka, a sama zaczęłam biegać po łące, rozkładając ramiona jakby latała. Odwróciłam się w biegu i spojrzałam na Justina. Wykonałam w jego kierunku zapraszający gest dłonią. Chłopak chwilę się zastanawiała, jednak zrzucił kapelusz i ściągnął buty, razem ze skarpetkami. Dobiegł do mnie i przerzucił mnie sobie przez ramię. Zaczęliśmy się śmiać. Chwilę tak biegaliśmy, gdy postawił mnie na ziemi. Złapaliśmy się z ręce i razem dobiegliśmy do jeziora. Z bliska wydawało się naprawdę, olbrzymie. Zanurzyliśmy stopy w jego wodzie i razem patrzyliśmy na wschodzące słońce. Oparłam głowę na ramieniu Justina, a on objął mnie w talii. Potem odeszliśmy od wody i usiedliśmy na trawie, wśród kwiatów polnych.
Spojrzałam na Justina i objęłam dłońmi jego rękę, opierając głowę na jego ramieniu. Chłopak zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu, nabierając nosem powietrza i wydychając je ustami.
- Opowiedz mi coś o sobie.- poleciłam mu.- Gdzie dorastałeś, jaka atmosfera panowała w twoim domu i tego typu widomości. Ty o mnie wiesz na pewno więcej, niż ja o tobie.
Justin odwrócił głowę w moją stronę i nasze oczy spotkały się. Jego wzrok był przepełniony smutkiem i żalem. Czyżbym przed chwilą naruszyła już zagojoną ranę i spowodowała nowy krwotok? Ale ja jestem głupia!
- Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym, gdy miałem pięć lat. Musieli szybko jechać do szpitala, bo trafiłem na ostry dyżur, bawiąc się w ruinach domu, czego surowo mi zakazali.- wyszeptał, patrząc na małe fale jeziora.- Kochałem ich i źle zniosłem ich śmierć, mimo że wtedy jeszcze nie rozumiałem co dokładnie się wydarzyło. Dochodziły do mnie tylko strzępki faktów. Wiedziałem jedno, nie było ich przy mnie i już nigdy nie miało być. Miałem trafić do sierocińca, jednak w ostatnim momencie znalazł się ktoś z rodziny, kto chciał się mną zaopiekować…
- James.- wyszeptałam, a on kiwnął głową. Zagryzł obie wargi, by potem wygiąć je w cierpkim uśmiechu.
- Już od małego pozbawiał mnie litości do innych i budował we mnie pewnego rodzaju odrazę do siebie. Nigdy nie zaprzeczał, gdy mówił że śmierć moich rodziców jest moją winą. Uważał, że chęć zemsty na samym sobie spowoduje, że będę zabijać ludzi z zimną krwią. I miał rację. W każdej mojej ofierze, widziałem kierowcę tira, który wjechał w moich rodziców. I potrafiłem z tym żyć, nie zastanawiając się co właściwie robię. Póki nie zobaczyłem cię na pokazie mody, gdy chciałem zabić jednego z maklerów giełdowych.- westchnął.- Szłaś taki zdecydowanym krokiem po wybiegu, ubrana w czerwoną suknię balową. Spojrzałaś na mnie, a ja pierwszy raz spojrzałem w czyjeś oczy, nie chcąc go zabijać. W twoich tęczówkach widziałem twarze ludzi, których zabiłem i coś we mnie pękło. Od tego czasu, już nie zabijam.
- Potem James obmyślił plan, by cię porwać. Chciał wyłudzić pieniądze od twojego bogatego ojca. Zgodziłem się w tym pomóc, bo pragnąłem cię poznać. No i wracamy do punktu wyjścia.
Nie mogłam uwierzyć w to co przed chwilą usłyszałam. Justin zabijał, czasem nawet niewinnych ludzi. A mimo to, był wyczulony na piękno nocy i tego niesamowitego jeziora. Świadczyło to tylko o jego dziwnej naturze, romantycznego mordercy. Byłam tym zachwycona i zafascynowana. Teraz czułam się jeszcze bardziej bliższa temu chłopakowi, tak jak on był i dla mnie drogi. Chciałam wrócić do domu, jednak pragnęłam by on był przy mnie.
Położyliśmy się na trawie i wtuleni w siebie, zamknęliśmy oczy. Wydaje mi się, że wpadłam w coś w rodzaju otępienia i dziwnej senności. Wydaje mi się że spałam, jednocześnie reagując na bodźce, typu dotyk kwiatów na mojej skórze. Gdy otworzyłam oczy, słońce już powoli zachodziło. Musiałam spać z pięć godzin, co było wręcz nienaturalne dla mnie. Ale to może wina przemęczenia. Zresztą, Justin też spał. Lekko nim potrząsnęłam, by już się obudził
Wsiedliśmy na rowery i wróciliśmy do willi. Justin oprowadził mnie po niej i pokazał wszystkie pokoje. Wydawało mi się, że teraz w moim towarzystwie czuł się lepiej. Jakby bardziej swobodnie i normalnie.
Po powrocie do pokoju, poszedł się myć, zostawiając mi włączony komputer na jakimś portalu społecznościowym. Było tam kilka plotek o gwiazdach. Zjechałam trochę na dół kursorem. Nie powinnam była tego robić, bo Justin zakazał mi korzystania z internetu. Ale ja po prostu musiałam. Nagle na całą stronę wyskoczył mi komunikat o zawale serca znanego maklera giełdowego. Zjechałam niżej, by poznać jego imię i zamarłam…
Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Mój ojciec, tatuś był chory i leżał w łóżku, podłączony do jakiś kabelków. I to z mojej winy. Nie, a raczej z winy Justina! Tego obrzydliwego, odrażającego i chorobliwie przystojnego porywacza! Gdyby mnie nie porwał, mój ojciec wciąż miał by się dobrze.
Szatyn wyszedł z łazienki, ubrany w spodnie od piżamy i wycierający ręcznikiem mokre włosy. Podbiegłam do niego i uderzyłam go z liścia w twarz. Chłopak złapał się za policzek i spojrzał na mnie zaskoczony. Ja rozpłakałam się jeszcze bardziej i zaczęłam okładać jego klatkę piersiową, pięściami. On szybko złapał mnie za nadgarstki i przytrzymał. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. W końcu wyrwałam się z jego objęć i na powrót rzuciłam się na łóżko.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś?!- krzyczałam. On podszedł do komputera i zamarł.
- Nie wiedziałem…- wyszeptał.
- Przez was mój ojciec umiera! Rozumiesz, umiera!- spojrzałam na niego załzawionymi oczami.- Nienawidzę cię! Nienawidzę, rozumiesz?!
Justin podszedł do łóżka i spróbował mnie objąć. Jednak ja go odepchnęłam.
- Nienawidzę cię.- wyszeptałam.- Jeżeli on umrze, nie wybaczę ci tego nigdy i będę żywiła do ciebie odrazę, aż do mojej śmierci.
Po czym powiedziawszy, skryłam twarz w poduszkach i zaczęłam płakać.
Obudził mnie odgłos skapującej wody. Nie otwierałam oczu, bo bałam się tego co mogłam ujrzeć. Postarałam się wyprostować nogi, jednak zimny podmuch wiatru, który nagle je utulił, zmusił mnie do ponownego skulenia się w kłębek. Zaciekawiło mnie to i postanowiłam otworzyć oczy. To co ujrzałam, zmroziło mi krew w żyłach.
Otaczały mnie kraty i skulone postacie dziewczyn. Były to zwykle blondynki, trzęsące się z zimna i ubrane jedynie w skąpe tuniki i krótkie spodenki. Miały rozmazany makijaż i potargane włosy. Były przestraszone i ogólnie jakieś dziwne. Spojrzałam na siebie. Ubrana byłam wciąż w moją suknię, jednak obecnie była ona podarta i brudna. Moje długie, brązowe włosy specjalnie na bankiet spięte w kok, po kołtunione spływały na moje ramiona. Doczołgałam się do krat. Dotknęłam pordzewiałego żelaza i szarpnęłam za nie. Nic. Nawet nie drgnęły, mimo że wyglądały na stare. Spojrzałam na dziewczyny. Żadna z nich nawet nie zwróciła na mnie uwagi. Każda pogrążona była w swoich myślach, własnym świecie.
Też chciałam się udać do mojej krainy marzeń, lecz gdy chciałam to zrobić, usłyszałam odgłos otwieranych drzwi. Powoli otworzyłam oczy i ujrzałam twarz tego faceta o ciemniejszej cerze, który był na bankiecie z kobietą i tym szatynem. I wtedy coś do mnie dotarło.
Oni mi się przeglądali, potem kogoś szukali, wyprowadzili mnie, ktoś przepraszał… OMG! Zostałam uprowadzona i… Przecież ja mogę zginąć! I to już przestało być śmieszne. Miałam tyle pytań. Na przykład, gdzie obecnie się znajdowałam? I po co im byłam? I po co im te wszystkie dziewczyny? O dlaczego akurat ja, skoro nie jestem blondynką? I kim byli moi porywacze?
Drzwi od mojej celi otworzyły się, pchnięte przez mężczyznę. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się chytrze. Ubrany był w białą koszulę, która aż raziła w oczy na tle tego „burdelu”. Spojrzałam na niego nieśmiało. Jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył.
- Danielle, wstań.- polecił mi, podając mi dłoń. Z niechęcią, skorzystałam z jego pomocy i stanęłam na własnych nogach. Lekko się zachwiałam, jednak zostałam podtrzymana przez mężczyznę i wyniesiona z celi. Szybko zorientowaliśmy się, że nie jestem w stanie iść o własnych nogach i będę musiała być niesiona do samego końca. Zamknęłam oczy, bo poczułam jak powoli robi mi się słabo. Następnie otulił mnie zapach męskich perfum i dotyk świeżej pościeli. Otworzyłam leniwie oczy i odwróciłam się na plecy.
Leżałam w olbrzymim łóżku z czerwonym baldachimem i czarną pościelą. Podniosłam się szybko, widząc na fotelu w rogu, nowe ubranie. Zauważyłam, że w pokoju panuje półmrok, który mógł być zasługą ciężkich, czarnych zasłon. Pobiegłam do łazienki i rozerwałam i tak już podartą suknię. Szybko wskoczyłam pod prysznic, myjąc starannie włosy i każdą część mojego ciała. Zauważyłam, że na biodrze mam znaczek „x” wycięty nożem. Dotknęłam go, a z nowej rany poleciała stróżka krwi.
Wszystko to było tak niesamowicie dziwne. Cela, nowa sypialnia, ubrania na zmianę, znamię… Co jeszcze mnie spotka? Zakręciłam wodę i wyszłam z kabiny. Rozczesałam włosy znalezionym grzebieniem i owinięta ręcznikiem, wróciła do pokoju po bieliznę i ubranie. Wzięłam je do ręki i wróciłam do pomieszczenia, w którym unosił się przyjemny zapach jeżynowego żelu do mycia. Ubrałam sięhttp://www.photoblog.pl/hammeringcherry/103026367/816.html. Przez bluzkę prześwitywał mi czarny biustonosz, lecz nic innego nie miałam. Przejrzałam się w lustrze i wysuszyłam włosy. Spięłam je w niedbałym koku i wróciłam do pokoju.
Wdrapałam się z powrotem na łóżko. Usiadłam na samym środku i zamknęłam oczy. Słyszałam odgłos otwieranych drzwi, lecz za bardzo się tym nie przejęłam. Wciąż starałam się wymyślić jakiś plan ucieczki i porostu do domu. Jednak czy tak naprawdę chciałam wracać? Czekały mnie zaręczyny z Michaelem i życie z nim aż do śmierci, bo moja rodzina nie uznawała rozwodów.
Powoli otworzyłam oczy i ujrzałam szczupłą sylwetkę chłopaka. Leżał wsparty na łokciu i przyglądał mi się badawczo. Rozpoznałam w nim tego samego chłopaka, z którym wzniosłam toast. Przeszłam do leżenia na plecach. Czułam jak łóżko ugina się pod ciężarem szatyna. Po chwili, poczułam jego wargi na moich. Całował mnie bardzo delikatnie, niczym porcelanową lakę. Nie otwierałam oczu. Chciałam rozkoszować się tą chwilą zapomnienia z zupełnie nieznanym mi chłopakiem.
Właśnie nawet nie znałam jego imienia! Delikatnie go od siebie odsunęłam, otwierając przy tym oczy. Spojrzałam w jego brązowe tęczówki i zatonęłam w nich. Chłopak uśmiechnął się delikatnie i dopiero teraz zauważyłam, że przygniata mnie swoim ciężarem.
- Jak się nazywasz?- spytałam nieśmiało, nie mogąc oderwać od niego oczu.
- Justin.- wyszeptał, po czym zaczął całować moją szyję i lekko odsłonięty dekolt. Drażnił językiem moją skórę, co doprowadzało mnie do szaleństwa. Zamknęłam oczy, przyciskając go jeszcze bardziej do siebie. Zatopiłam ręce w jego jasno brązowej czuprynie i jęknęłam, gdy włożył mi ręce pod koszulę. Jeździł dłońmi po moim brzuchu i dekolcie.
Nie przeszkadzało mi to, że go nie znałam. Miałam ochotę na małą przygodę, a do tego z przystojnym nieznajomym. Pragnęłam go, bo przy nim czułam że zapominam o moim bogatym życiu.
Zmieniliśmy pozycję, tak że teraz to ja byłam na górze. Ściągnęłam z niego koszulkę, patrząc na jego umięśniony tors. Jak to możliwe, że na bankiecie wydał mi się taki chuderlawy? Szatyn uśmiechnął się triumfalnie i podniósł do pozycji siedzącej.
- Chyba mi nie powiesz, że teraz będziesz się gapiła na mój tors?- spytał, a ja zarumieniłam się lekko. On znów się zaśmiał i wpił się w moje usta, odwracając moją uwagę od jego ciała. Poczułam jak jego ręce odpinają guziczki od mojej koszuli. Po chwili, oplatałam go nogami będąc tylko w spodniach i staniku. Po chwili i tego drugiego zostałam pozbawiona.
- Jesteś piękna.- wyszeptał mi do ucha, całując mój dekolt.
…
Ręką gładziłam jego tors, zganiając się w myślach za to co między nami zaszło. Było niesamowicie, oczywiście. Ale nie powinnam była, nie znaliśmy się. Spojrzałam nieśmiało na chłopaka. Jeszcze spał, przyciskając moje ciało do swojego. Dlaczego tak bardzo mu na mnie zależało, skoro w piwnicy było o wiele więcej ładniejszych ode mnie dziewczyn?
Powoli podniosłam się do pozycji siedzącej i wyszłam z łóżka. Justin wciąż spał. Pośpiesznie się ubrałam i wyszłam z pokoju. Natrafiłam na długi korytarz ciągnący się w obie moje strony. Zadecydowałam, że pójdę w prawo i tak tez zrobiłam. Mijałam pełno drzwi, jednak ja szukałam tylko tych, którymi mogłabym wydostać się na zewnątrz.
W oddali zauważyłam schody prowadzące na dół. Podbiegłam do nich i zbiegłam na dół. Znalazłam się w olbrzymim holu. Przypominało to wnętrze jakieś willi, należącej do bogatej rodziny. Trochę jak moja, ale odrobinę większa. Podeszłam do drzwi i szybko zauważyłam, że są zamknięte. Zdesperowana, usiadłam na zimnej posadzce i zaczęłam płakać.
Straciłam dziewictwo z chłopakiem, którego nawet nie znałam. Miałam dziwne znamię na biodrze. Siedziałam w lochach i co najgorsze, najprawdopodobniej zostałam porwana.
Rozdział 3
Podniosłam głowę i ujrzałam mężczyznę, który wyciągnął mnie w lochów. Uśmiechał się delikatnie. Powoli wstałam, by nie musiał patrzeć na mnie z góry. Spojrzałam mu głęboko w czarne oczy i otarłam prawie zaschnięte łzy.
- Jestem James.- podął mi rękę, którą uścisnęłam.- A ty nie powinnaś aby być w sypialni z Justinem?- spytał, a mi się zrobiło słabo.
Oni wszyscy wiedzieli. To było częścią jakiegoś planu. Chłopak miał mnie uwieść, zaliczyć i zażądać jakiegoś okupu od moich bogatych rodziców. Boże, jaka ja byłam głupia! Pociągnęłam nosem i bez słowa go wyminęłam. Jednak mężczyzna dogonił mnie, a jego ręka zacisnęła się w stalowym uścisku na moim ramieniu.
- Dopilnuję byś weszła do właściwych drzwi.- wyszeptał mi do ucha, pchając mnie w kierunku schodów. Dalej szliśmy już w ciszy. Ja bałam się odezwać, a on najprawdopodobniej nie chciał mnie drażnić. Podprowadził mnie pod same drzwi, otworzył je i wepchnął mnie do środka.
Zastałam pokój takim, jakiego go zostawiłam. Wyjątkiem było to, że chłopak gdzieś zniknął, a z łazienki słychać było odgłos włączonego prysznica. Usłyszałam trzaśnięcie drzwi za mną i odgłos przekręcanego klucza w zamku. Podeszłam powoli do okna i odsłoniłam jedną za zasłon. Podobnie zrobiłam z pozostałymi czterema. Do pokoju wpadło światło, gdy ja zabrałam się za ścielenie łóżka. Gdy i to zostało już zrobione, wyszłam na balkon. Byłam chyba w innym stanie, bo u mnie nie było takich widoków. Rozciągała się przede mną dolina, cała obrośnięta zieloną trawą i z małym jeziorkiem na samym środku. Wszystko to w połączeniu z idealnie błękitnymi chmurami, wydawało się być czymś w rodzaju biblijnego „nieba”. Wzięłam głębszy oddech, rozkoszując się świeżym powietrzem.
Usłyszałam jak drzwi od łazienki otwierają się i zamykają. Po chwili, poczułam jak czyjeś ręce oplatające mnie w talii. Chłopak przycisnął mnie do siebie, całując moje ramię. Jednak ja odepchnęłam go i podeszłam do barierki. Nie zamierzałam po raz drugi mu ulegać. Justin oparł się o marmur obok mnie. Zauważyłam, że na sobie ma śliwkową rozpiętą koszulę (dzięki czemu znów mogłam patrzeć na jego tors) i szare rurki, z obniżanym stanem. Postanowiłam jednak nie zwracać na to uwagi, a jego spojrzenia po prostu ignorować.
- Coś nie tak?- spytał w końcu, a z moich oczu jak na zawołanie popłynęły łzy.
- Prócz tego, że zostałam porwana i przespałam się z kimś, kogo w sumie nie znam, wszystko jest okej.- powiedziałam, ukrywając twarz w dłoniach. Rozkleiłam się już na maksa.
- Jak szłaś ze mną do łóżka, to chyba nie myślałaś, że cię kocham albo chociaż lubię.- powiedział głosem pełnym pogardy.- A teraz nawet nie mam już do ciebie szacunku, bo kto normalny śpi z chłopakiem, nie znając go.- dopowiedział, a ja zalałam się łzami.
Chciałam do Michaela, bo on nigdy nie zrobiłby czegoś takiego. On był honorowy, nie tak jak ten drań stojący obok mnie. Chciałam do moich rodziców, którzy na pewno się teraz o mnie zamartwiali. Chciałam stad uciec, a jedyną drogą było… Spojrzałam na dolinę malującą się przede mną i na to co było pode mną. W najgorszym wypadku, utonęłabym w stawie.
Wdrapałam się na marmurową balustradę i zamknęłam oczy. Bałam się zrobić krok do przodu, ale czułam też coraz większą odrazę do siebie i przymus skończenia tego przedstawienia, zwanego życiem. Poczułam się jak bym była na scenie podczas jednej z tych sztuk baletowych, na które chodziłam z rodzicami i Michaelem raz w miesiącu. Sama odgrywałam jakąś rolę i właśnie musiałam efektownie, zejść ze sceny. A to było jedyne wyjście.
Szatyn wciąż na mnie nie patrzył, więc nie widział co zamierzam zrobić. Wzięłam głębszy oddech, zrobiłam krok do przodu i przypomniałam sobie uczucie, które wypełniło mnie dzisiejszej nocy. To podniecenie, gdy język Justina dotykał mojego ciała, to uczucie gdy tonęłam w jego spojrzeniu i pocałunkach…
Postanowiłam zrobić następny, już ostatni krok by zakończyć moje okropne życie. Nie miałam honoru, byłam zwykłą łatwą dziwką, która poszła do łóżka z pierwszym lepszym chłopakiem. Byłam nikim. Zacisnęłam zęby i postawiłam krok…
…
Poczułam jak ktoś dotyka opuszkami palców mojego ramienia. Uznałam, że muszę być już po „drugiej stronie” skoro potrafię jeszcze oddychać i normalnie funkcjonować. A do tego, leże gdzieś i nie jestem sama. Uśmiechnęłam się lekko, na myśl o cieple które płynie od tej drugiej osoby. Po chwili jednak coś do mnie dotarło. Czułam ten sam zapach, dotyk palców i nawet pościel się zgadzała. O nie!
Otworzyłam szybko oczy i wstałam, prawie się przy tym przewracając. Stanęłam poza baldachimem i spojrzałam na chłopaka leżącego na łóżku. Podniósł się do pozycji siedzącej, uśmiechając się lekko i przyglądając mi zmrużonymi oczami. Spojrzałam na balkon. Był otwarty i zachęcał by go wykorzystać. Skoro raz mi się nie udało, to spróbuję i po raz drugi.
Biegiem rzuciłam się w jego stronę. Słyszałam jak chłopak gwałtownie wstaje. Tym razem nie mógł mnie już powstrzymać. A może jednak mógł. Z nieba poleciał deszcz, a ja podniosłam nogę by wdrapać się na balustradę. Jednak ktoś złapał mnie za nadgarstek i odsunął od marmurowej barierki. Znów się popłakałam i nie patrząc na niego, usiadłam na posadzce.
Zaczęłam krzyczeć.
- Dlaczego nie dasz mi umrzeć?! Jestem dziwką, więc po co mam żyć?! Nie masz do mnie szacunku i słusznie! Jestem nikim! Zawsze byłam i będę!- po czym zaniosłam się płaczem. Siedziałam na swoich nogach, skulona w kłębek. Justin szybko usiadł obok mnie i przycisnął mnie do swojej piersi.
Krople deszczu spływały po nas jedna po drugiej, a my zdawaliśmy się tym nie przejmować. Ja wciąż płakałam, a szatyn kołysał mną w przód i tył.
- Ciiii, nie płacz.- szeptał mi do ucha.- Nie jesteś dziwką, nie jesteś, słyszysz? Mam do ciebie szacunek. Więcej niż do siebie. Nie płacz już, proszę.
Powtarzał to jak mantrę, co jakiś czas zmieniając słowa. A ja powoli zaczynałam się uspokajać. Po jakimś czasie, Justin wziął mnie na ręce i zaniósł do pokoju. Ułożył mnie na łóżku, a sam położył się obok mnie, przyciskając mnie do siebie. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy, mimo że ja wciąż starałam się uciekać przed jego wzrokiem. Chłopak w końcu dotknął mojego policzka, zwracając tym moją uwagę.
- Przepraszam, nie chciałem tego.- wyszeptał, a ja uzmysłowiłam sobie, że to on wtedy to mówił. Uśmiechnęłam się delikatnie, wtulając się w jego tors. Zamknęłam oczy i odpłynęłam do krainy Morfeusza.
Rozdział 4
Siedzieliśmy razem w sypialni. Każde z naszej dwójki zajmowało się czymś innym. Ja czytałam książkę, a Justin przeglądał coś w interenecie. I tak było w sumie codziennie, wieczorami. W czasie dnia, chłopak gdzieś znikał. Nie rozmawialiśmy od próby popełnienia samobójstwa w deszczu. Nie wiedzieliśmy o czym tu rozmawiać. Justin i tak był za bardzo tajemniczy, by odpowiedzieć na jakiekolwiek moje pytanie. Był taki… zamknięty w sobie i niedostępny dla mnie.
Spojrzałam po raz setny na moje ubraniehttp://www.faslook.pl/collection/modnyzestaw1-42/. Teraz codziennie chodziłam podobnie ubrana. Tak elegancko i seksownie. Tylko takie ubrania mi dawano. I nigdy nie słyszałam komplementu, typu „Ładnie wyglądasz” z ust Justina. On nie był z tych chłopaków, którzy prawią ci komplementy, gdy nie wiedzą co powiedzieć. On swoim spojrzeniem wyrażał opinię. A jego oczy mogły powiedzieć, więcej niż tysiące słów.
Spojrzałam na siedzącego na łóżku, pod baldachimem chłopaka. Dzieliła nas tylko cienka, koronkowa siateczka, z której uszyty był baldachim. Chłopak nie miał koszulki, jedynie odpiętą czarną koszulę i spodnie tego samego koloru. Zlewał się z czarną pościelą, co jeszcze bardziej mi się podobało. Przegryzłam wargę. Chłopak spojrzał na mnie i zamknął laptopa.
Nasze oczy spotkały się pierwszy raz od jakiegoś tygodnia. Zatonęłam w jego tęczówkach. Chłopak podniósł ramię i poklepał poduszkę obok siebie. Wstałam z ziemi i wdrapałam się na łóżko. Usiadłam obok niego, a chłopak objął mnie i przycisnął do siebie. Siedzieliśmy tak chwilę w ciszę, gdy w końcu postanowiłam ją przerwać.
- Ile okupu zażądaliście?- spytałam, a on zesztywniał.- Nie udawaj, że nic nie chcieliście.- żachnęłam się.
Chłopak westchnął.
- Pięćdziesiąt tysięcy dolarów.- powiedział w końcu, a ja otworzyłam szerzej oczy. Podniosłam się do pozycji siedzącej, odwracając się do niego prawym bokiem.
- A więc jestem warta pięćdziesiąt tysięcy.- powiedziałam nieobecnym głosem, bawiąc się swoimi czarnymi paznokciami. Spuściłam głowę i pozwoliłam brązowym falą na zakrycie mojej twarzy. Poczułam jak Justin obejmuje mnie od tyłu i całuje czubek mojej głowy.
- Jesteś warta o wiele więcej, ale nie chcesz chyba, by twoi rodzice zbankrutowali.- powiedział lekko rozbawionym głosem. Uśmiechnęłam się cierpko.- A tak w ogóle, to skąd wiesz o okupie?- spytał, a ja uśmiechnęłam się szerzej.
Odsunęłam się od niego, by położyć się na jedwabnej narzucie, której dotyk na mojej skórze doprowadzał mnie do stanu błogiego ukojenia. Chłopak wyłożył się obok mnie i wsparty na łokciu, obserwował każdy mój ruch. Leżeliśmy w ciszy, aż w końcu postanowiłam odpowiedzieć na jego pytanie.
- Nie jestem głupia.- stwierdziłam.- Dziewczyny, które wystawiacie jako prostytutki do burdelu, siedzą w celach. Ja jestem tu dla okupu, więc staracie się by nic mi się nie stało. Dlatego nie pozwoliłeś mi wtedy skoczyć. Bo nie chciałeś pozbawić się fortuny, którą mogliście za mnie dostać.- westchnęłam.- Już się z tym pogodziłam jakieś trzy dni temu.- dopowiedziałam i zamknęłam oczy.
Postarałam się oddychać głębiej i wypełniać swoje płuca wonią jabłka i cynamonu, którą pachniał szatyn. Poczułam jak ktoś opuszkami palców drażni mój dekolt, ramię i policzek. Dotknął również ust, po czym delikatnie musnął moją górną wargę. Przypomniała mi się tamta noc, a uśmiech złośliwie próbował wkraść się na moje usta. Otworzyłam oczy i spojrzałam na chłopaka.
- Danielle, nie jesteś tu tylko dla okupu.- wyszeptał, będą tuż przy mojej twarzy.- Chyba nie sądzisz, że na tamtym przedstawieniu widzieliśmy się po raz pierwszy? Od dawna cię obserwowałem. Wiem, że wystąpiłaś już na dwóch pokazach mody i byłaś na nich niesamowita. Za każdym razem siedziałem na widowni…
- To ty byłeś tym chłopakiem, który zawsze siedział w rogu i przypatrywał się mnie za zaciekawieniem?- spytałam, przypominając sobie jeden z moich pokazów. Szatyn pokiwał głową, a ja się uśmiechnęłam.- Zawsze ciekawiła mnie twoja tożsamość.
Chłopak wziął moją rękę i pocałował ją. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Justin.- wyszeptałam, a on na dźwięk swojego imienia z moich ust, zaczął całować mnie po szyi. Włożyłam mu ręce pod koszulę i drażniłam jego tors. Chłopak szybko znalazł się na mnie. Jednak gdy tylko spostrzegłam, co znów próbujemy zrobić, wyciągnęłam ręce spod jego koszuli. Justin był widocznie zaskoczony, jednak zszedł ze mnie.
Powoli wstałam i wyszłam na balkon, zakładając buty na obcasie. Wybijałam nimi miarowy rytm. Wyszłam na balkon i popatrzyłam w czarne niebo. Chłopak doszedł do mnie i objął mnie od tyłu w talii. Oparłam głowę o jego nagi tors i westchnęłam.
- Tęsknisz za nim?- zapytał, opierając głowę na moim ramieniu.
- Za kim?
- Za tym blondynem, z którym byłaś na balecie?- uściślił, jakby lekko zdenerwowany.
- Ach, chodzi ci o Michaela.- powiedziałam.- Nie, nie tęsknię. Tęskniłam, ale jak może mi brakować kogoś takiego jak on…
- Czyli wy nie jesteście razem?- przerwał mi, a jego głos zdradzał zaciekawienie i odrobine radości.
- To skomplikowane. My… Powinniśmy być razem i tak jakby jesteśmy, jednak żadne z nas nie pragnie tego drugiego. To taki związek bez miłości i pragnienia. Zwykłe trzymanie się za ręce i uśmiechanie do wpływowych znajomych na bankietach. No wiesz, robienie dobrzej miny do złej gry, udawanie kogoś innego. To tylko niektóre określenia, a każde z nich jak najbardziej trafne. Gdy byłam mała, rodzice zaplanowali dla nas świetlaną przyszłość u swego boku i w blasku fleszy. Szczegółem jest tylko to, że żadne z nas jej nie pragnie.- wyjaśniałam mu, wzdychając. Wyplątałam się z jego objęć i podeszłam do marmurowej barierki.
Spojrzałam na malującą się przede mną dolinę. W jeziorze odbijały się gwiazdy i wyglądało to, jak z filmu.
- Pięknie tu.- wyszeptałam.
Justin podszedł do mnie i oparł się o balustradę obok mnie. Patrzyłam w niebo, a on na mnie. Trochę mnie to peszyło, ale nie przyznawałam się. W sumie, to nie wiedziałam na jakim gruncie stoję. Justin był porywaczem i mógł mnie w każdym momencie zranić, ochrzanić lub po prostu zabić. Jednak on spędzał ze mną każdy wieczór i nie przeszkadzała mu moja obecność, a przynajmniej nic na to nie wskazywało. Nie wiedziałam, czego mogę się po nim spodziewać. Nie znałam go, a mimo to lubiłam spędzać z nim czas, nawet nic nie mówiąc.
- Więc dlaczego mnie odpychasz?- spytał w końcu, przerywając co raz bardziej ciążącą mi ciszę.
Spojrzałam na niego i od razu spuściłam wzrok, pod ciężarem jego hipnotyzujących tęczówek.
- Ja… Ja cię wcale nie odtrącam.- wykrztusiłam, wciąż zszokowana jego pytaniem.- Po prostu… Boję się. Nie wiem, do czego jesteś zdolny… Jakie są twoje zamiary… W sumie to nie wiem o tobie nic.- odpowiedziałam, badając ręką zimny marmur.
Zamknęłam oczy i wciągnęłam zimne powietrze. Poczułam jak ktoś dotyka mojej dłoni i splata palce z moimi. Otworzyłam oczy. Chłopak przyciągnął mnie do siebie, tak że teraz nie dzielił nas nawet centymetr. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy, nie wiedząc co powiedzieć.
- Nigdy nie zrobię ci krzywdy.- wyszeptał chłopak, przykładając moją rękę do swojej nagiej piersi. Czułam jak jego serce szybko bije pod skórą.- Jakaś dziwna siła nie pozwala mi na to. Nie wiem dlaczego, ale gdy tylko cię widzę, mam ochotę być przy tobie i chronić cię przed każdym niebezpieczeństwem. Nie byłbym zdolny do zranienia cię lub zabicia.- pocałował mnie w kącik ust.- Obiecuję, że nic ci nie grozi z mojej strony…
- Nie składaj obietnic, gdy nie jesteś pewien, czy ich dotrzymasz.- wyszeptałam, całując go w policzek.- Jestem już zmęczona, idę się myć.
Po czym powiedziawszy, wyminęłam go. Było mi strasznie głupio, że tak po prostu uciekłam. Nie byłam nawet do końca pewna, dlaczego. Po prostu, wystraszyłam się, że on może coś do mnie czuć. A to było by wręcz niedopuszczalne, bo ja… Zresztą nieważne.
Wzięłam swoją piżamę, kosmetyczkę i podreptałam do łazienki. Justin wciąż stał na balkonie i zapewne patrzył się w gwiazdy. A ja? Zastanawiałam się pod prysznicem, co tak właściwie do niego czuję. Bo kochałam się z nim całować i przebywać blisko niego. Ale czułam strach, gdy wydawał mi się zdenerwowany. Po prostu nie mogłam uwierzyć, że chłopak taki jak on, nie zrobi mi krzywdy. Nie mieściło mi się to w głowie.
Założyłam moja koszulę nocną http://www.modnestroje.net/entry-image/bawelniane-koszulki-nocne-wygodne-i-zdrowe. Żeby nie było, to nie ja ją sobie wybrałam. Codziennie ktoś dawał mi ubrania i mówił mi w czym mam spać. Nie wiedziałam czy to Justin, czy może James, lecz nie podobało mi się to. W nocy zwykle wyglądałam bardzo wyzywająco, a w dzień w sumie też wiele się nie zmieniało.
Na palcach wyszłam z łazienki. Wiedziałam, że szatyn już wcześniej się umył i teraz od razu poszedł spać. Tak było prawie codziennie. Odłożyłam cicho kosmetyczkę i zgasiłam lampkę, stojącą w rogu. W pokoju zapanowała ciemność, jednak ja z łatwością trafiłam do łóżka. Weszłam pod ciepłą kołdrę i odwróciłam się twarzą do chłopaka. Okazało się, że i on ma otwarte oczy. Tak więc, leżeliśmy naprzeciwko siebie i hipnotyzowaliśmy się spojrzeniami. Wyciągnęłam rękę i pogłaskałam go po policzku. On pocałował mój nadgarstek i znów przeniósł wzrok na mnie.
- Ufasz mi?- spytał, a ja zaniemówiłam. Już drugi raz tego wieczoru.
- Ja… Nie wiem.- wyszeptałam.
- Dlaczego?
- Bo krótko cię znam i nie wiem, do czego jesteś zdolny. Jakby na to nie patrzeć, przytrzymujesz mnie w tym pokoju, pozbawiając kontaktu ze światem zewnętrznym…
- Boję się, że uciekłabyś mi.- wyszeptał, zbliżając się do mnie.
- I co? Nie dostalibyście okupu?- spytałam z ironią i prychnęłam.
- Wiesz, że nie o to mi chodzi.- zaczął mnie całować po szyi.- Jutro gdzieś razem pójdziemy. Pokażę ci okolicę. Co ty na to?
Pokiwałam głowę. On podniósł się trochę i pocałował mnie w policzek.
- Dobranoc.- szepnął.
Przysunęłam się do niego i wtuliłam się w jego tors.
- Śnij o mnie.- wyszeptałam, a on się cicho się zaśmiał. Chwilę po tym, zasnęłam.
Rozdział 5
Obudziłam się wczesnym rankiem. Zerknęłam na zegarek. Wskazywał szóstą. Czyli jednak nie było aż tak wcześnie. Westchnęłam i poczułam czyjeś ręce, oplatające moją talię. A do tego, ktoś opuszkami palców drażnił moje udo i ramię. Uśmiechnęłam się delikatnie, tak by wyglądało to tak jakbym wciąż spała. Justin ścisnął moją talię, przyciskając mnie do siebie. Był przy tym tak niesamowicie delikatny, że aż przeszły mnie dreszcze. Poczułam pod ręką dotyk jego gorącej, gładkiej skóry i westchnęłam. Powoli otworzyłam oczy. Napotkałam dwa brązowe bursztyny wpatrzone we mnie jak w obraz.
- Dzień dobry.- wyszeptałam, uśmiechając się.- Od jak dawna nie śpisz?
- Coś około dwudziestu minut.- powiedział, na co ja zachichotałam, mimo że nie było w tym nic śmiesznego. Po prostu, wypełniało mnie takie dziwne ciepło, któremu nie sposób było się oprzeć.
Zaczęłam rysować kółka na jego odkrytym torsie, a on nie przestawał opuszkami palców dotykać mojej skóry. Dotknął kawałka odkrytego prze koszulę, biodra. Była to akurat ta strona, na której narysowane było znamię. Na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka, co oczywiście nie uszło jego uwadze.
Zbliżył swoja rozpromienioną twarz do mnie i dotknął swoim nosem mojego nosa. Było to coś tak niesamowicie zachęcającego i pobudzającego mój głód i nawet gdybym chciała, nie potrafiłabym tego opisać. Jednak nie mogłam sobie pozwolić na całowanie jego ust. Po prostu… nie mogłam. Odsunęłam się do niego i wstałam. Miejsca, których Justin dotykał, dziwnie zapiekły. Zignorowałam to uczucie i przeciągnęłam się.
- Czas wstawać.- oznajmiłam zaskoczonemu moją reakcją, chłopakowi.- Chcę jak najszybciej wyjść z tego pokoju.- po czym, powiedziawszy zgarnęłam z fotela nowe ubranie http://www.photoblog.pl/maszgusst/107491347 i podreptałam do łazienki. Tam przebrałam się, uczesałam włosy w niedbałego warkocza i zrobiłam delikatny makijaż. Spojrzałam na moje białe jak śnieg zęby, obserwując ich reakcję na nową, tania pastę. Nie zmieniły się zbytnio.
Gdy wyszłam z łazienki, Justin był już ubranyhttp://e.lansik.pl/la513/aaa498560016ee4d4ce68d2d. W kapeluszu wyglądał jeszcze bardziej tajemniczo. Bez słowa, wyminął mnie i wszedł do łazienki. Krótko po tym, usłyszałam odgłos wydawany przez szczoteczkę mechaniczną do mycia zębów. Wzięłam do ręki torbę i wpakowałam do niej dwa jogurty mleczne i butelki wody, które wyciągnęłam z małej „hotelowej” lodóweczki. Nie brałam komórki ani portfela, bo nie posiadałam takich rzeczy. Wszystko zostało zarekwirowane przez moich porywaczy.
Chłopak wyszedł z łazienki i podszedł do małej szafeczki. Wziął z niej swojego iphona i podszedł do mnie.
- Gotowa?- spytał, a ja pokiwałam głową.- No to chodź.
Złapał mnie za rękę i wyszliśmy. Ciekawa byłam, czy nie będzie miał przez to problemów. Ale chyba nie, skoro mijany przez nas James posłał mi uśmiech i nawet nie zareagował. Skoro tak się sprawa miała, to w sumie nie miałam się czym martwić. Wyszliśmy z domu, a mnie uderzyło piękne otoczenie, które przez cały czas miałam na wyciągnięcie.
Rozpościerał się przede mną olbrzymi ogród, utworzony na wzór labiryntu. Od razu pociągnęłam chłopaka w tamta stronę.
- Goń mnie.- przykazałam mu i zaczęłam uciekać. On chwilę stał i po prostu na mnie patrzył, jednak potem zaczął biec. Był szybki, szybszy ode mnie. Zwłaszcza że na nogach miałam wysokie szpilki. Tak więc, po dwóch minutach, złapał mnie i podniósł na ręce.
- Wariat z ciebie!- krzyknęłam przez śmiech. On również się śmiał.
- A z ciebie wariatka.- skomentował, a ja wtuliłam się w jego tors, który pierwszy raz od dawana był przykryty materiałem. Chłopak poprawił sobie mnie na rękach i zaniósł za willę. Stały tam dwa rowery. Od razu zeskoczyłam mu z rąk i podeszłam do jednego z nich. Do koszyka włożyłam sobie torbę i spojrzałam wyczekująco na chłopaka. On podszedł do swojego niebiesko-czarnego bmx’a i wsiadł na niego. Ja zrobiłam to samo z moim. Pojechałam kawałek i wróciłam do chłopaka.
- No to prowadź.- powiedziałam, a on ruszył aż się za nim zakurzyło. Szybko do niego dojechałam i dalej jechaliśmy już powoli, rozkoszując się pięknym słońcem i świeżym powietrzem. Mało rozmawialiśmy, bo nie chcieliśmy psuć tej pięknej chwili. Co chwila brałam głębszy oddech, ciesząc się tym że nareszcie wyszłam z tego pokoiku.
Okazało się, że chłopak zawiózł nas nad to piękne jeziorko, które widziałam z balkonu. Zatrzymaliśmy się, gdy żwirowana droga się kończyła, a zaczynała łąka usiana różnokolorowymi kwiatami. Zsiadłam z roweru, ściągnęłam buty i wzięłam torbę. Obuwie wrzuciłam do rowerowego koszyka, a sama zaczęłam biegać po łące, rozkładając ramiona jakby latała. Odwróciłam się w biegu i spojrzałam na Justina. Wykonałam w jego kierunku zapraszający gest dłonią. Chłopak chwilę się zastanawiała, jednak zrzucił kapelusz i ściągnął buty, razem ze skarpetkami. Dobiegł do mnie i przerzucił mnie sobie przez ramię. Zaczęliśmy się śmiać. Chwilę tak biegaliśmy, gdy postawił mnie na ziemi. Złapaliśmy się z ręce i razem dobiegliśmy do jeziora. Z bliska wydawało się naprawdę, olbrzymie. Zanurzyliśmy stopy w jego wodzie i razem patrzyliśmy na wschodzące słońce. Oparłam głowę na ramieniu Justina, a on objął mnie w talii. Potem odeszliśmy od wody i usiedliśmy na trawie, wśród kwiatów polnych.
Spojrzałam na Justina i objęłam dłońmi jego rękę, opierając głowę na jego ramieniu. Chłopak zamknął oczy i odchylił głowę do tyłu, nabierając nosem powietrza i wydychając je ustami.
- Opowiedz mi coś o sobie.- poleciłam mu.- Gdzie dorastałeś, jaka atmosfera panowała w twoim domu i tego typu widomości. Ty o mnie wiesz na pewno więcej, niż ja o tobie.
Justin odwrócił głowę w moją stronę i nasze oczy spotkały się. Jego wzrok był przepełniony smutkiem i żalem. Czyżbym przed chwilą naruszyła już zagojoną ranę i spowodowała nowy krwotok? Ale ja jestem głupia!
- Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym, gdy miałem pięć lat. Musieli szybko jechać do szpitala, bo trafiłem na ostry dyżur, bawiąc się w ruinach domu, czego surowo mi zakazali.- wyszeptał, patrząc na małe fale jeziora.- Kochałem ich i źle zniosłem ich śmierć, mimo że wtedy jeszcze nie rozumiałem co dokładnie się wydarzyło. Dochodziły do mnie tylko strzępki faktów. Wiedziałem jedno, nie było ich przy mnie i już nigdy nie miało być. Miałem trafić do sierocińca, jednak w ostatnim momencie znalazł się ktoś z rodziny, kto chciał się mną zaopiekować…
- James.- wyszeptałam, a on kiwnął głową. Zagryzł obie wargi, by potem wygiąć je w cierpkim uśmiechu.
- Już od małego pozbawiał mnie litości do innych i budował we mnie pewnego rodzaju odrazę do siebie. Nigdy nie zaprzeczał, gdy mówił że śmierć moich rodziców jest moją winą. Uważał, że chęć zemsty na samym sobie spowoduje, że będę zabijać ludzi z zimną krwią. I miał rację. W każdej mojej ofierze, widziałem kierowcę tira, który wjechał w moich rodziców. I potrafiłem z tym żyć, nie zastanawiając się co właściwie robię. Póki nie zobaczyłem cię na pokazie mody, gdy chciałem zabić jednego z maklerów giełdowych.- westchnął.- Szłaś taki zdecydowanym krokiem po wybiegu, ubrana w czerwoną suknię balową. Spojrzałaś na mnie, a ja pierwszy raz spojrzałem w czyjeś oczy, nie chcąc go zabijać. W twoich tęczówkach widziałem twarze ludzi, których zabiłem i coś we mnie pękło. Od tego czasu, już nie zabijam.
- Potem James obmyślił plan, by cię porwać. Chciał wyłudzić pieniądze od twojego bogatego ojca. Zgodziłem się w tym pomóc, bo pragnąłem cię poznać. No i wracamy do punktu wyjścia.
Nie mogłam uwierzyć w to co przed chwilą usłyszałam. Justin zabijał, czasem nawet niewinnych ludzi. A mimo to, był wyczulony na piękno nocy i tego niesamowitego jeziora. Świadczyło to tylko o jego dziwnej naturze, romantycznego mordercy. Byłam tym zachwycona i zafascynowana. Teraz czułam się jeszcze bardziej bliższa temu chłopakowi, tak jak on był i dla mnie drogi. Chciałam wrócić do domu, jednak pragnęłam by on był przy mnie.
Położyliśmy się na trawie i wtuleni w siebie, zamknęliśmy oczy. Wydaje mi się, że wpadłam w coś w rodzaju otępienia i dziwnej senności. Wydaje mi się że spałam, jednocześnie reagując na bodźce, typu dotyk kwiatów na mojej skórze. Gdy otworzyłam oczy, słońce już powoli zachodziło. Musiałam spać z pięć godzin, co było wręcz nienaturalne dla mnie. Ale to może wina przemęczenia. Zresztą, Justin też spał. Lekko nim potrząsnęłam, by już się obudził
Wsiedliśmy na rowery i wróciliśmy do willi. Justin oprowadził mnie po niej i pokazał wszystkie pokoje. Wydawało mi się, że teraz w moim towarzystwie czuł się lepiej. Jakby bardziej swobodnie i normalnie.
Po powrocie do pokoju, poszedł się myć, zostawiając mi włączony komputer na jakimś portalu społecznościowym. Było tam kilka plotek o gwiazdach. Zjechałam trochę na dół kursorem. Nie powinnam była tego robić, bo Justin zakazał mi korzystania z internetu. Ale ja po prostu musiałam. Nagle na całą stronę wyskoczył mi komunikat o zawale serca znanego maklera giełdowego. Zjechałam niżej, by poznać jego imię i zamarłam…
Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Mój ojciec, tatuś był chory i leżał w łóżku, podłączony do jakiś kabelków. I to z mojej winy. Nie, a raczej z winy Justina! Tego obrzydliwego, odrażającego i chorobliwie przystojnego porywacza! Gdyby mnie nie porwał, mój ojciec wciąż miał by się dobrze.
Szatyn wyszedł z łazienki, ubrany w spodnie od piżamy i wycierający ręcznikiem mokre włosy. Podbiegłam do niego i uderzyłam go z liścia w twarz. Chłopak złapał się za policzek i spojrzał na mnie zaskoczony. Ja rozpłakałam się jeszcze bardziej i zaczęłam okładać jego klatkę piersiową, pięściami. On szybko złapał mnie za nadgarstki i przytrzymał. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. W końcu wyrwałam się z jego objęć i na powrót rzuciłam się na łóżko.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś?!- krzyczałam. On podszedł do komputera i zamarł.
- Nie wiedziałem…- wyszeptał.
- Przez was mój ojciec umiera! Rozumiesz, umiera!- spojrzałam na niego załzawionymi oczami.- Nienawidzę cię! Nienawidzę, rozumiesz?!
Justin podszedł do łóżka i spróbował mnie objąć. Jednak ja go odepchnęłam.
- Nienawidzę cię.- wyszeptałam.- Jeżeli on umrze, nie wybaczę ci tego nigdy i będę żywiła do ciebie odrazę, aż do mojej śmierci.
Po czym powiedziawszy, skryłam twarz w poduszkach i zaczęłam płakać.
***
Zastosuję mały szantażyk, by sprawdzić czy jest sens dalej dodawać notki;)
8komentarzy=NN
Tagi: Rozdziały 2-5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz