Rozdział 1
Patrzyłam na otaczających mnie ludzi i nie potrafiłam zrozumieć, co mogli widzieć w tym całym przedstawieniu. Kilka tańczących kościotrupów na scenie. O, pojawił się jakiś chłopak w rajtuzach. Fuuj, wszystko mu widać! Zerknęłam zniecierpliwiona na zegarek. Już tylko trzydzieści minut tego kabaretu i będę wolna.
Spojrzałam na Michaela siedzącego obok mnie. Wydawał się być zafascynowany całą sztuką, a zawłaszcza pięknymi aktorkami grającymi w niej. Kobieciarz, dureń, pesymista i arogancki głupek. To tylko niektóre z określeń, jakimi mogę określić tego prostaka siedzącego po mojej prawicy. Zamknęłam oczy i postarałam się policzyć do dziesięciu. Gościu w rajtuzach na scenie mrugnął do mnie, co skutecznie spowodowało u mnie odruch wymiotny.
Spojrzałam na ludzi siedzących na sali. W większości były to pary lub ludzie w podeszłym wieku. Wzięłam do ręki lampkę szampana i upiłam łyk napoju. Wyjątkowo dobry. Spojrzałam na sąsiednią lożę. Siedział tam dobrze zbudowany mężczyzna, w czarnym garniturze i białej koszuli. Otaczały go dwie dziewczyny, zapewne młodsze od niego o jakieś dziesięć lat. Dotykały jego torsu i uśmiechały się zalotnie. Wyglądały jak łaszące się pieski, które starają się o względy pana. Było to co najmniej żałosne.
Obok niego siedział drugi mężczyzna. Jego skóra miała kolor białej czekolady, a włosy wydawały się pasować do jego czarnych jak smoła oczu. Miał pełne usta i wymalowany na twarzy grymas zadowolenia. Obok niego siedziała tylko jedna kobieta, chyba w jego wieku. Nie okazywali sobie przesadnych czułości, ale od razu widać było, że łączy ich szczere uczucie.
Przeniosłam wzrok nieco w bok i zauważyłam chłopaka. Miał może tyle lat co ja i brązowe włosy. Jego fryzura przedstawiała zamierzony nieład, co wyglądało niesamowicie. Otaczały go dwie blondynki, jednak on nie był nimi za bardzo zainteresowany. Spoglądał niespokojnie na scenę, mrużąc delikatnie oczy. Przegryzł wargę i uśmiechnął się delikatnie, zwracając oczy ku mnie. W geście zdezorientowania, podniosłam kieliszek do góry, przybijając z nim toast na odległość. Oboje upiliśmy łyk napoju. Chłopak przyglądał mi się w zaciekawieniu. Posłałam mu tajemniczy uśmiech. W tym momencie poczułam jak ręka Michaela oplata moją talię i zaciska na niej palce.
- Byłabyś na tyle łaskawa, by nie flirtować z każdym patrzącym na ciebie, chłopakiem.- wyszeptał mi do ucha, patrząc na szatyna siedzącego w loży. Też na niego zerknęłam. Chłopak zajął się oglądaniem sztuki.
- Nie dawaj mi rad, bo sam nie jesteś lepszy.- wysyczałam i wyplątałam się z jego objęć. Dopiłam szampana i zajęłam się oglądaniem przedstawienia.
Po dziesięciu minutach, tancerze zaczęli się kłaniać, a ja powoli wybudzać. Szatyn, z którym przedtem nawiązałam kontakt wzrokowy, zniknął gdzieś zostawiając mnie na pastwę Michaela. Spojrzałam na blondyna wzrokiem pełnym pogardy i wyminęłam go. Przygładziłam moją suknię. Wyszłam z Sali, nie oglądając się za siebie. Byłam strasznie zdenerwowana, że muszę iść jeszcze na bankiet i rozmawiać z ludźmi, których podobno znam.
Westchnęłam i dogoniłam moich rodziców. Wepchnęłam się między mamę i tatę. Oboje zmierzyli mnie wzrokiem.
- Gdzie Michael?- zapytał tato, marszcząc brwi.
- Nie wiem. Może podrywa jakieś tancerki.- wyznałam, uśmiechając się blado.
Rodzice dobrze wiedzieli jaki jest Michael, a mimo to próbowali mnie z nim połączyć. Nasi rodzice od lat się znali i podobno już gdy byłam mała, zaplanowano nasze zaręczyny. Jednak na samą myśl, o spędzeniu życia z tym ignorantem, robiło mi się zwyczajnie słabo.
- Więc spędzisz wieczór z nami.- powiedziała mama, uśmiechając się i poprawiając swój żakiet.
Razem weszliśmy na olbrzymia salę balową. W oczy rzuciły mi się diamentowe żyrandole zwisające z sufitu i błyszcząca posadzka. Spojrzałam na elegancko ubranych gości i w tłumie bankierów dostrzegłam Michaela. W ręku trzymał lampkę z czerwonym winem i wydawał się rozmawiać o interesach. Wtedy tak śmiesznie stukał palcami o kryształowy kieliszek, jakby grał na fortepianie, co zresztą umiał. Tak samo jak na skrzypcach, flecie i lutni. Muzykalny jest, tak wiem. Ale przy tym zmanierowany i sztywny.
Podeszłam z moimi rodzicami do stołu z przekąskami. Nalałam sobie lampkę wina i odwróciłam się przodem do gości. Połowa z nich tańczyła, a połowa rozmawiała. Wzrokiem odnalazłam mężczyznę o ciemniejszej cerze, który siedział w loży naprzeciwko mnie. Stał w towarzystwie tej samej kobiety co na sali i rozglądał się, jakby kogoś szukał. Po chwili, pojawił się przy nim ten sam szatyn, z którym wzniosłam niemy toast. Również kogoś szukał. Postanowiłam stać i czekać na dalszy przebieg wydarzeń.
W pewnym momencie poczułam jak ktoś ściska mnie w talii. Pomyślałam, że to znowu Michael próbuje mnie poderwać. Jednak zamiast niego, ujrzałam tego mężczyznę, do którego łasiły się te dwie dziewczyny. Przycisnął mnie do siebie.
- Nic nie mów, księżniczko bo odstrzelę ci tą piękną głowę.- wyszeptał mi do ucha, całując moją szyję.
Wystraszyłam się. Patrzyłam na gości, jednak żadne z nich zdawało się nie zwracać na nas uwagi. No pewnie, na co dzień ktoś na siłę prowadzi arystokratkę przez parkiet.
Wyprowadzono mnie na dwór i poprowadzono w ciemną noc. Ktoś zatkał mi usta dłonią, która owinięta była w jakąś chustkę. Po chwili, zrobiłam się strasznie senna. Zdążyłam jednak usłyszeć czyjeś słowa:
- Przepraszam, nie chciałem tego.- po czym, ktoś podniósł mnie i chyba zaniósł do samochodu.
Patrzyłam na otaczających mnie ludzi i nie potrafiłam zrozumieć, co mogli widzieć w tym całym przedstawieniu. Kilka tańczących kościotrupów na scenie. O, pojawił się jakiś chłopak w rajtuzach. Fuuj, wszystko mu widać! Zerknęłam zniecierpliwiona na zegarek. Już tylko trzydzieści minut tego kabaretu i będę wolna.
Spojrzałam na Michaela siedzącego obok mnie. Wydawał się być zafascynowany całą sztuką, a zawłaszcza pięknymi aktorkami grającymi w niej. Kobieciarz, dureń, pesymista i arogancki głupek. To tylko niektóre z określeń, jakimi mogę określić tego prostaka siedzącego po mojej prawicy. Zamknęłam oczy i postarałam się policzyć do dziesięciu. Gościu w rajtuzach na scenie mrugnął do mnie, co skutecznie spowodowało u mnie odruch wymiotny.
Spojrzałam na ludzi siedzących na sali. W większości były to pary lub ludzie w podeszłym wieku. Wzięłam do ręki lampkę szampana i upiłam łyk napoju. Wyjątkowo dobry. Spojrzałam na sąsiednią lożę. Siedział tam dobrze zbudowany mężczyzna, w czarnym garniturze i białej koszuli. Otaczały go dwie dziewczyny, zapewne młodsze od niego o jakieś dziesięć lat. Dotykały jego torsu i uśmiechały się zalotnie. Wyglądały jak łaszące się pieski, które starają się o względy pana. Było to co najmniej żałosne.
Obok niego siedział drugi mężczyzna. Jego skóra miała kolor białej czekolady, a włosy wydawały się pasować do jego czarnych jak smoła oczu. Miał pełne usta i wymalowany na twarzy grymas zadowolenia. Obok niego siedziała tylko jedna kobieta, chyba w jego wieku. Nie okazywali sobie przesadnych czułości, ale od razu widać było, że łączy ich szczere uczucie.
Przeniosłam wzrok nieco w bok i zauważyłam chłopaka. Miał może tyle lat co ja i brązowe włosy. Jego fryzura przedstawiała zamierzony nieład, co wyglądało niesamowicie. Otaczały go dwie blondynki, jednak on nie był nimi za bardzo zainteresowany. Spoglądał niespokojnie na scenę, mrużąc delikatnie oczy. Przegryzł wargę i uśmiechnął się delikatnie, zwracając oczy ku mnie. W geście zdezorientowania, podniosłam kieliszek do góry, przybijając z nim toast na odległość. Oboje upiliśmy łyk napoju. Chłopak przyglądał mi się w zaciekawieniu. Posłałam mu tajemniczy uśmiech. W tym momencie poczułam jak ręka Michaela oplata moją talię i zaciska na niej palce.
- Byłabyś na tyle łaskawa, by nie flirtować z każdym patrzącym na ciebie, chłopakiem.- wyszeptał mi do ucha, patrząc na szatyna siedzącego w loży. Też na niego zerknęłam. Chłopak zajął się oglądaniem sztuki.
- Nie dawaj mi rad, bo sam nie jesteś lepszy.- wysyczałam i wyplątałam się z jego objęć. Dopiłam szampana i zajęłam się oglądaniem przedstawienia.
Po dziesięciu minutach, tancerze zaczęli się kłaniać, a ja powoli wybudzać. Szatyn, z którym przedtem nawiązałam kontakt wzrokowy, zniknął gdzieś zostawiając mnie na pastwę Michaela. Spojrzałam na blondyna wzrokiem pełnym pogardy i wyminęłam go. Przygładziłam moją suknię. Wyszłam z Sali, nie oglądając się za siebie. Byłam strasznie zdenerwowana, że muszę iść jeszcze na bankiet i rozmawiać z ludźmi, których podobno znam.
Westchnęłam i dogoniłam moich rodziców. Wepchnęłam się między mamę i tatę. Oboje zmierzyli mnie wzrokiem.
- Gdzie Michael?- zapytał tato, marszcząc brwi.
- Nie wiem. Może podrywa jakieś tancerki.- wyznałam, uśmiechając się blado.
Rodzice dobrze wiedzieli jaki jest Michael, a mimo to próbowali mnie z nim połączyć. Nasi rodzice od lat się znali i podobno już gdy byłam mała, zaplanowano nasze zaręczyny. Jednak na samą myśl, o spędzeniu życia z tym ignorantem, robiło mi się zwyczajnie słabo.
- Więc spędzisz wieczór z nami.- powiedziała mama, uśmiechając się i poprawiając swój żakiet.
Razem weszliśmy na olbrzymia salę balową. W oczy rzuciły mi się diamentowe żyrandole zwisające z sufitu i błyszcząca posadzka. Spojrzałam na elegancko ubranych gości i w tłumie bankierów dostrzegłam Michaela. W ręku trzymał lampkę z czerwonym winem i wydawał się rozmawiać o interesach. Wtedy tak śmiesznie stukał palcami o kryształowy kieliszek, jakby grał na fortepianie, co zresztą umiał. Tak samo jak na skrzypcach, flecie i lutni. Muzykalny jest, tak wiem. Ale przy tym zmanierowany i sztywny.
Podeszłam z moimi rodzicami do stołu z przekąskami. Nalałam sobie lampkę wina i odwróciłam się przodem do gości. Połowa z nich tańczyła, a połowa rozmawiała. Wzrokiem odnalazłam mężczyznę o ciemniejszej cerze, który siedział w loży naprzeciwko mnie. Stał w towarzystwie tej samej kobiety co na sali i rozglądał się, jakby kogoś szukał. Po chwili, pojawił się przy nim ten sam szatyn, z którym wzniosłam niemy toast. Również kogoś szukał. Postanowiłam stać i czekać na dalszy przebieg wydarzeń.
W pewnym momencie poczułam jak ktoś ściska mnie w talii. Pomyślałam, że to znowu Michael próbuje mnie poderwać. Jednak zamiast niego, ujrzałam tego mężczyznę, do którego łasiły się te dwie dziewczyny. Przycisnął mnie do siebie.
- Nic nie mów, księżniczko bo odstrzelę ci tą piękną głowę.- wyszeptał mi do ucha, całując moją szyję.
Wystraszyłam się. Patrzyłam na gości, jednak żadne z nich zdawało się nie zwracać na nas uwagi. No pewnie, na co dzień ktoś na siłę prowadzi arystokratkę przez parkiet.
Wyprowadzono mnie na dwór i poprowadzono w ciemną noc. Ktoś zatkał mi usta dłonią, która owinięta była w jakąś chustkę. Po chwili, zrobiłam się strasznie senna. Zdążyłam jednak usłyszeć czyjeś słowa:
- Przepraszam, nie chciałem tego.- po czym, ktoś podniósł mnie i chyba zaniósł do samochodu.
Tagi: Rozdział 1
Prolog
Wiedziałam, że on gdzieś tam jest. Szłam po wybiegu i nie patrzyłam na boki. Liczyło się tylko to, że on tam gdzieś był. Zapewne spoglądał na mnie tym swoim tajemniczym wzrokiem i próbował zwrócić nim moja uwagę. Odwróciłam głowę w prawo. Jak zwykle, udało mu się. Posłał mi jeden z tych triumfalnych uśmieszków i zniknął w mieszaninie czarnych garniturów. Ten gest w jego wykonaniu znaczył o wiele więcej niż tysiące słów. Znaczył:
„Kocham cię. Nie zapomnij o mnie.”
„Kocham cię. Nie zapomnij o mnie.”
Tagi: Prolog
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz